Świat według Rudka, część któraś: bormuc i "bormuctwo"
Najpierw przede wszystkim zaczne, proszę was, od opowiastki.
Było to dawniej niż dawno temu. Wielkie i przemożne Krulestwo Ródów (teraz już zatopione) zostało brutalnie zaatakowane bez najmniejszej litości. Nie wiem co to był za wróg, lecz był zaiste złowrogi, a niepokonany. Załóżmy więc że to byli Szaranie. Szaranie obleźli granice Księstwa, przekroczyli je i stało się wiadome że nie wyjdom, dopuki wszystkiego nie zjedzą albo zabiją. Wobec takiego Ultimatum dzielnym choć przestraszonym Rudkom pozostało Tylko walczyć. Sami widzicie jak parszywa to była sytuacja! No ale co przeciw Szaranom może wskurać jakakolwiek, nawet najpotęrzniejsza armia? Ano niewiele; Całkownicy mahali drewnianymi mieczami ile tylko sił, Reperanci natężali muzgi układając jak najlepsze plany a także strategie, zaś Kapelusznicy - biedaki - okazali się być zópełnie bezużyteczni (Szaranie nie noszą czapek, a nawet włosuw). Było bardzo ciężko, tak ciężko jak chyba jeszcze nigdy dotąd.
No i wtedy zza granicy, zza krwawej góry i zza złotego zarania przybył Bohater. Miał on na imię Nurun Ovainah, czyli "Biały Hełm", a zwano go Astrakerra, czyli "Łamacz Losów" bo nie było takiej bitwy której by nie zdołał wygrać. Ktoś, kto niewiele wie o Rudzikach może sobie pomyśleć że owo imię Ovainaha podaję przeinaczone - lub nawet że ktoś taki nigdy nie istniał (cóż za arogancja!) Prawdą jest, że rudaczej Nacji zdarza się czasem przeinaczyć literkę lub dwie w jakimś Słowie, ale Astrakerry to nie dotyczy i wbrew całej Zieleni świata nie będzie dotyczyć. Jego jednego pamięta się zawsze tak samo, bo zasłużył na to jak Nikt Ze Wszystkich. Czy muszę mówić, że pod wodzą dzielnego Nuruna wojowniczy Rutowie walczyli zwycięsko z Szarnami? Ale na wszelki wypadek napiszę: pod wodzą dzielnego... [redaktor pozwolił sobie skrócić część rudzkiego bajdurzenia] I tak bojowali, od wschodu do zachodu Słońca, przez zimy i wiosny, lata głodne i szare - aż Wróg nie zaczął ustępować pola.
A jednak im bliżej było zakończenia Wojny, im mocniej się rysowało zmiażdżenie, Unicestwienie przeciwnika tym Rudkowie stawali się smutniejsi. Jasno czuli, że coś tu jest bardzo nie w porządku, że coś idzie w złą stronę - lecz nikt nie umiał określić co i w jaką? Było tylko wiadome, że to Coś wiąże się i splata z Nurunem Ovainah. W końcu, na krótko przed Decydującą Bitwą (kiedy każdy Rudziak był już całkowicie pogrążony w żałobie) Czcigodny Metalurga stanął na Wysokości zadania. Zawezwał przed Swe obliczę Astrakerrę i nakazał mu patrzyć uważnie co się będzie działo. Wyciągnął (Metalurga, nie ktoś inny) ramię, z dłoni zrobił kułak, zacisnął i napioł mięśnie od początku do końca ręki i kazał się trzymać. Wonczas przystąpił Rudak i prask! złamał łokieć, a potem ostrą piłą odpiłował całą Metalurgowską łape (widząc to wszyscy żewnie płakali, a najbardziej sam Metalurga). Biały Hełm tylko wytrzeszczał oczy spod hełmu. Następnie Metalurga chciał wyjaśnić okropne widowisko, ale skończyło się jeno na jękach, brak ręki bolał go bardziej niż sobie założył. Efektu Dramatycznego szlak nie trafił dzięki mondrej, a roztropnej curce kogoś ze zgromadzonych - zrozumiała ona wybornie o co się cierpiącemu Metalurdze rozchodziło.
"To ty, Biały Hełmie, jesteś tą nieszczęsną ręką - zbyt mocarną, zbyt potężnie napiętą! Wszyscy cię bardzo kochamy i podziwiamy za to zrobiłeś. Ale, chociaż byłeś częścią Nas, nie możemy już ciebie zdzierżyć... Musisz odejść." Dalej Swada opuściła Rudaczkę, tak że poczęła (Rudaczka, nie Swada) bełkotać bezładnie. Pominiemy to dla Dobra Pokoleń. Astrakerra nie potrafił jednak tak po prostu odejść; zrozpaczony, niepojmujący krzyknął rozdzierająco "Dlaczego!?"
Tym razem Metalurga zdołał wydusić Odpowiedź, jedno Słowo które natychmiast do wszystkich Przemówiło: "Bormuc!"
I potem wszystko było już dobrze.*
Bormuctwo. Czym ono jest? Ano jest to postawa kategorycznie ostateczna, niedopuszczająca czegokolwiek innego prócz jednej, jedynej rzeczy. Postawa okropna, powodująca u zdrowych, nieskażonych Złem Świata Rudków wstręt i Odrzucenie. Na szczęście, jest to bestialstwo które zdołano częściowo obłaskawić. Od czystego bormuctwa, od zbormucenia Rudka gorsze jest tylko tegoż Zamordowanie (mądrzy mędrcy twierdzą wszelakosz że Mord jest najobrzydliwszym rodzajem Zbormucenia. Jak człek poduma, to widać w tym Sens). Tak więc przykre bormuctwo zyskało wiele twarzy - do czego osobliwie przyczyniłyrz się kontakty z Innymi Ludami (na przykład elfami albo kraznolutami). Posunęło się to tak daleko, że wielu z różnych ras zwie Rutków "Bormucami" - jest to bowiem słowo które najczęściej słyszy się z ust Ruddów na opczyźnie. Dla tych ludziów i elfów jest to pewnie jakiś rewansz za rudackie "przeinaczanie" ich nazw, ale jak inaczej mamyż mówić o tych dziwacznych, a nawet niedożecznych ludach?
Teraz pora na Konkretność, czyli mały przewodnik po bormucach różnych.
-Bormucami nazywa się Rutków tak starych, że nie potrafią się szybko ruszać. Takich co cięgiem siedzą albo leżą. Nie jest to obraźliwe, lecz lekko żartobliwe. Tak samo można powiedzieć do Róda młodszego, lecz z jakiegoś powodu ociężałego - na przykład "posuń się ty wstawiony bormucu!"
-Poważniejszy rodzaj bormuca to taki co uprawia bormucenie, czyli nudziarstwo. Najczęściej jest to ktoś (nie koniecznie Rudak) kto Koniecznie Czegoś Chce i Nie Da Spokoju Aż Nie Dostanie. W tej kategoryi mieści się wiele - od upierdliwych adoratorów, przez pechowców którzy odnaleźli Życiowy Cel aż po drani najgorszych, czyli bormuców chcących zaciągać pożyczki bez wyrównania starszych długów. Coś takiego może już być leczone, przykładowo przez Reperante. Choć czasami starczy zdrowo przylać.
-Bormuc jeszcze paskudniejszy, bo niemal bezkarny to iztota która zajmuje się ("opiekuje") życiem Rudków w innych krajach. Po wywaleniu bełkotu i kłamstw zostaje Czysta Prawda: tacy bormuce chcą nas po prostu i zwyczajnie wziąć w karby, zaprząc do swoich zmyśleń. Chcą żebyśmy byli jak oni. W swej perfidii potrafią być subtelni. Stworzyli naprzykład coś co zwie się "genidonem". Są to "rudowe dzielnice w sercach jasnomagicznych miast, gdzie Rud może wieść życie swobodne i nieskrępowane na wzór swych przodków - nie wadząc jednak jasnomagii. Natomiast swoista strefa przejściowa jaką stają się genidońskie bramy, umożliwia Obywatelowi obfite oraz bezpieczne kożystanie z egzotycznych rudzkich tradycji." Przepisałem to z jednej kartki i powiem tylko tyle: bormuc, holerny i wielki Bormuc!
-Acha, bormucami nazywa się czasem różnych z innych krajów (a jusz szczególnie kraznoludy). Bywa to obraźliwe, ale zazwyczaj nie jest.
Właściwie stoimy dopiero na progu wielkiej żeki jaką bez wątpliwości jest temat bormucu. Bo czyż nie istnieje coś takiego jak "przymiodnik odrzeczownikowy"? Można powiedzieć "cuż za bormucka książka/ sytuacja/ fryzura/ receptura" i wiele innych. To jednakowoż już pozostawiam Waszey, czytelnicy Wyobraźni!
*Archeolodzy potwierdzają, że w jednej z wojennych opresji jakie spadły na tzw. Krulestwo Rudów w Drugiej Erze kraj otrzymał pomoc jakiegoś wspaniałego herosa. Większość badaczy zgadza się, że był to człowiek lub elf z Wolnego Cesarstwa, jednym słowem Cyryjczyk - wiele jednak więcej o nim nie wiadomo. Nie sposób też potwierdzić czy rudacka tradycja - odtrącenie "bormuckiego wodza" i wygranie wojny własnymi siłami - jest prawdziwa. Do uporczywych wzmianek o szaranach nie należy, rzecz jasna, przywiązywać żadnej wagi.