Tajfal, zwany też Szardalem
- Pospiesz się, jeśli sieci nie będą zaraz na pokładzie, wygarbuję ci skórę! - głos Starego dobiegający z drugiego końca pokładu coraz bardziej drażnił Kurta. Chłopak wiedział jednak, że któregoś dnia dziadyga wyciągnie nogi, a wtedy łajba trafi w jego ręce. Coraz częściej zastanawiał się czy nie przyspieszyć "nieuniknionego losu" własnymi rękami. Pętla na łeb i kamień w wodę. Robota na góra parę minut...
Kurt włożył rękawice i podszedł do krawędzi burty. Spojrzał przed siebie. Biała jak śnieg mgła zdawała się wylewać zza pogrążonego w mroku horyzontu, lekkim dotykiem muskając łódź.
Magia morza. Tysiące mil oceanu w każdą stronę. Wyspy i zatoki. Statek, on i daleki horyzont. Marzenia...
- Za chwile stracę cierpliwość, bękarcie! - głos Starego wyrwał chłopca z zamyślenia. Chwycił sieć i zaczął ciągnąć. Była ciężka. Ucieszył się - przynajmniej napełni żołądek czymś treściwym.
Usłyszał stęknięcie dziadka od strony drugiej burty - połów był bardzo udany. Jeżeli będzie miał szczęście, po powrocie do domu stary pierdoła da mu święty spokój i pozwoli się upić.
Sieć z rybami uderzyła o pokład, a parę dużych sztuk szamotało się, próbując walczyć o życie. Nie na długo. Chłopak wyjął zza pasa nóż i podszedł do pierwszej ryby. Dotknął ostrzem śliskiej skóry.
Poczuł słodkawy zapach. Odwrócił się. Wyprostowana ręka Starego powoli znikała za burtą statku. Bez walki. Jedynie palce prostowały się i zginały, jak gdyby próbowały coś chwycić. Chłopiec wstał powoli. Ręka znikła już z pola widzenia. Zrobił krok w stronę drugiej burty. Po dłuższej chwili następny.
Szept modlitwy. Wanilia? Nie, nie znał tego zapachu. Wyjrzał za burtę. Trup starca kołysał się na spokojnej tafli morza, blady i powykręcany. Pozbawiony ubrania tors pokryty był sinymi ranami. Ciało było podziurawione, jakby pokaleczone tysiącem igieł. Żadna z ran nie krwawiłam ale odróżniały się kolorem od reszty ciała. Kurt spojrzał w twarz dziadka. Choć pozbawiona oczu, zdawała się wpatrywać w niego. Czarne oczodoły zionęły pustką, a wykręcona ku lewej stronie szczęka zdawała się zastygła w histerycznym uśmiechu. W miejscu, gdzie dawniej znajdował się pomarszczony nos starca, falował na wodzie płat częściowo oderwanej skóry.
Mgła powoli ukryła zwłoki. Kurt wrzasnął. Marzenia...
Tajfale to olbrzymie ośmiornice, żyjące w morzach na głębokościach, do których nie dociera światło słoneczne. Mierzą od 10 do 30 metrów, zależnie od wieku. Główną część ciała stanowi głowa, wyposażona w głęboko osadzone oczy (po trzy ułożone symetrycznie po obu stronach głowy). Potężne macki służą do polowania i poruszania się. Dzielą się na krótkie i długie. Długie, ostro zakończone, tną ciało lub kaleczą je, wstrzykując toksynę paraliżującą ofiarę. Podczas wstrzykiwania toksyny bestia wydziela słodkawy zapach, sygnalizujący jej podniecenie walką i wydzielanie trucizny. Z kolei krótkie macki wyposażone są w kolce służące pewniejszemu uchwyceniu ofiary. Dzięki nim tajfal bez trudu topi ofiarę. Kolce wbijają się głęboko w ciało, wysysając krew, zrywając skórę i rozrywając mięśnie.
Taifale polują dla przyjemności lub z głodu. Krew ofiar po zmieszaniu z odpowiednimi substancjami wewnątrz organizmu ogrzewa bestię, sprawiając, że zapada w sen (nie od razu - po wróceniu do kryjówki). Potwory atakują wyłącznie w nocy - ze względu na środowisko, z którego pochodzą, są bardzo wrażliwe na światło. Jeżeli bestia zostanie wystawiona na działanie światła, zatrzyma się zalękniona, by po chwili wpaść w furię. Zaatakuje mocniej niż zwykle, choć jej ciosy będą mniej pewne.
Niewiele osób wie o Tajfalach, a i spośród świadomych ich istnienia większość stanowią obłąkani marynarze, którzy jakimś cudem przeżyli spotkanie z bestią. Istnienia tych potworów świadomi są także niektórzy kolegialni magowie, którzy wysoko cenią sobie truciznę taifala.
Tajfale żyją samotnie, łącząc się w pary tylko w okresie godowym. Zdarzają się jednak podróżnicy i marynarze opowiadający, że przy pewnych szczególnych układach gwiazd można spotkać na morzu większe grupy potworów. Podczas takich „wieców” tajfale krążą ponoć w dziwacznym „tańcu taifali”, podczas którego wytwarzają krwawe perły – twarde, lśniące kamyki zrobione z zakrzepłej krwi ich ofiar. Opowieści te zrzuca się jednak zwykle na karb marynarskiej wyobraźni.
Jaskiniowy wij
Gunter przestąpił próg pomieszczenia. Słaby płomień pochodni rozświetlił komnatę o półokrągłym sklepieniu. Najemnik zrobił jeszcze krok i spojrzał przed siebie. Przez moment wydawało mu się, że piasek poruszył się. "Zbyt wiele jak na jedną głowę" - pomyślał.
Światło padające na pokrytą czarnym kamieniem ścianę ukazało rząd wypukłych run, wyglądających na krasnoludzkie. "Mam dzisiaj szczęście" - powiedział Gunter, podchodząc bliżej do znaków na ścianie. Przyłożył wystający z rękawiczki palec do pierwszego znaku i próbował zapamiętać jego kształt - wiedział, że wielu kolegialnych magów, a nawet niektórzy kupcy będą zainteresowani jego znaleziskiem.
Cisza. Nagle w komnacie zrobiło się nieprawdopodobnie cicho, lekko szumiące gdzieś w oddali powietrze zamilkło. Wzrok człowieka przesunął się jakiś metr w prawo - cień na ścianie rósł w oczach, gęstniejąc i mamiąc wzrok Guntera. Ręka najemnika powędrowała do rękojeści miecza, ściskając ją, aż zbielały knykcie. Odwrócił się gwałtownie. Jakieś potężne cielsko wynurzyło się z mroku, ukazując stożkowaty, nabity kolcami łeb. Paszcza stwora otworzyła się na trzy części z lekkim sykiem, obnażając rząd niewyobrażalnie ostrych, długich jak noże zębów. Gunter Heinz przełknął ślinę. Wiedział, że to ostatnia rzecz jaką widzi w życiu.
Wije to gatunek czerwia, zamieszkujący głębsze warstwy ziemi i najniższe poziomy kopalń i katakumb. Ten rzadko zbliżający się do zamieszkałych terenów stwór jest zgubą górników i ludzi podróżujących samotnie pod powierzchnią. Jego ulubionym sposobem polowania jest odcięcie potencjalnej drogi ucieczki. Wij zazwyczaj leży parę metrów pod piaskiem, wyczekując na oznaki ruchu. Zostawia tylną część ciała przy powierzchni a resztę zwija w kłębek, bardzo często zapadając w sen. Ciało bestii jest zbudowane z segmentów pokrytych dość twardym, organicznym pancerzem (jeden segment to około metr długości). Średniej wielkości potwór składa się z 15 takich części, przybierających barwę środowiska w jakim żyje (zazwyczaj kolor ziemi, ciemnobrązowy lub czarny).
Wije polują samotnie po osiągnięciu odpowiednich wymiarów, jednak młode okazy trzymają się w grupach po 3-4 osobniki. Niektórzy poszukiwacze przygód spotkali duże okazy żyjące w parach, ale jest to możliwe tylko w czasie okresu godowego, trwającego około miesiąc..