Piktowie, Pierworodni Eonów Potęgi
Polowanie, POSZUKIWANIE jest esencją Pierworodnej rasy Piktów, korzeniem z którego wyrastają dziesiątki drzew - przejawów ich natury.
Przez większość czasu, Piktowie śpią podobnie do Krasnoludów, bez snów i majaków, blisko prawdziwej ziemi, w czarnej otchłani nieświadomości. Jest to okres oczekiwania i gromadzenia sił, kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat póki blask Gwiazd, ustawienie planet, żywioły świata nie dadzą znać że oto zbliża się pora polowania, unikalna chwila kiedy równiny i ostępy Błękitu skuwa surowa zima. Piktowie łączą się w myśliwskie drużyny, dopełniają ostatnich obrzędów i zasypiają - pozornie niczym śmiertelnicy; bezwładne Ciała pozostają na czerwonej ziemi, a Umysły wędrują za mur nieba, na obszary marzeń. Lecz ich śnienie jest Inne, jest ich błękitowym, pierworodnym dziedzictwem; nazywają je Arxa Here, WIELKIE ŁOWY.
Watahy myśliwych i łowczyń stają na ośnieżonych polach, pod czarnymi, rozedrganymi od zórz niebami; panuje cisza, nawet bajkowe wichry milczą skute lodem, Piktowie oddychają bezgłośnie a ich oczy, zmysły badają mroźną przestrzeń, drapieżnie szukając śladów Zwierzyny. I oto ruszają, spokojnie i w skupieniu, prócz spiżowych obręczy na szyjach - nadzy, ściskając bronie z kwarcu, obwieszeni bazaltowymi amuletami, maszerują otoczeni bladoniebieskim światłem czystej esencji, z pociemniałymi twarzami. A kiedy trop staje się gorący zaczynają obławę, bez słów, bez gestów przechodzą na pozycje, kilkanaście istot działających niczym jedno, doskonale zharmonizowane ciało i - zrywają się do Biegu, błękitnego biegu który jest euforią i który nie zna znużenia - wypadają zza grzbietów wzgórz, skaczą z tysiącstopowych urwisk, ze wszystkich stron wprost na swój Cel, ZWIERZĘ-KTÓRE-JEST-MOCĄ. Czerwony jak pożar kozioł trzygłowy; wieloskrzydły ptak czarniejszy od Nocy; człowiek biały niczym upiór - wygląd Mocy różny, lecz zawsze są wielkie, potężne, nadludzko sprawne, zdolne skakać po grzbietach wzgórz, biec poprzez niebo, uderzeniem rogów czy dłoni otworzyć ciało śmiałka. Ale Piktowie mają za sobą lata ćwiczeń, potęgę swych snów, mistyczne osłony, bronie i pułapki, mogą zawalczyć i mogą zwyciężać. Okryci potem, sczerniali ze zmęczenia, na skraju jawy, otaczają kręgami martwe kolosy i tnąc kwarcowymi nożami sprawiają ich cielska. Każdy bierze ile tylko zdolny udźwignąć, objąć rękoma, utrzymać nad ziemią, w kolejności według swych zasług - a tak wielka jest esencja ich myślistwa i współdziałania, że wszyscy czują to samo. Zdarzają się oczywiście Piktowie na tyle hardzi czy dumni żeby kwestionować ten porządek, już na prawdziwej ziemi, zazwyczaj ostrzem miecza, brutalną siłą. Wiele tu znaczy sama Moc, czy raczej umiejętności łowców pozwalające wytropić i powalić zdobycz dość wielką; bywa, że myśliwi zostawiają górę łupu którego już nie mogli podjąć - bywa, że wielu odchodzi z pustymi rękoma od miejsca gdzie śnieg rozdeptały dziesiątki kroków, gdzie padło Zwierzę.
Im bliżej końca Łowów, tym rzeczywistość twardsza, ostrzejsza; zrywa się szronisty wiatr, mróz wkrada w kości, stopy krzepną zanurzone w śniegu, ramiona niemal płaczą pod swoim brzmieniem - aż w końcu Piktowie się budzą, kilka zaledwie uderzeń serca od chwili zaśnięcia, skostniali, strudzeni przy huczących ogniskach. Dłonie mają puste, ale Moc którą zdobyli wypełnia teraz ich wnętrza, pali się w oczach, ożywia umysły.
Tej siły nie zmierzą hajnomierze, to jakaś Dziczowa właściwość, błękitowy prąd zamykany w czerwonych ciałach. Wielu sądzi, że Piktowie pożądają jej tak gorąco dla wzmożenia swych naturalnych magii, na czele ze sztuką splatania żywiołów; wiadomo też że wyostrza wzrok i przydaje mocy woli. To ostatnie wynika chyba jednak z esencji zwycięstwa, a prawdziwy cel Piktów leży gdzieś indziej, poza tymi światami, gdzie dokładnie sami nie wiedzą. To właśnie jest istota ich Poszukiwania, Polowania-na-Moc: zdobyć jej graniczną ilość, dościgać, zabijać i gromadzić aż nie poruszy się w Pikcie duch. Ci, którzy zdołali osiągnąć ten abstrakcyjny pułap, odpowiadając na wezwanie zewnętrznego zewu zbierają się - zdolni przewędrować pół Kontynentu - w gano, drużyny pragnienia i razem wyruszają w swoją ostatnią na prawdziwej ziemi podróż: z czerwonego świata w Dal. Znikają na zawsze i bez śladu, zostawiając za sobą białe cienie które do tej pory tak nieustępliwie parły ich tropem - to są złowrodzy, śmiertelnie groźni myśliwi myśliwych, bestie z Lamentu. Teraz Piktowie wyzwalają się ostatecznie spod jarzma Woli Sidardu i - być może - łączą poza Firmamentem ze swymi Eonnicznymi twórcami...
Piktowie powiadają, że nałożono na nich DWIE KLĄTWY - lecz Pierwsza została przełamana i zniesiona Mocą ich Stwórców, a postać i prawa Drugiej uległy wypaczeniu, spektakularny przykład potęgi Enneji. W efekcie, według powszechnego mniemania Piktowie, obok Jessytów oraz kilku nieistniejących już ras zajmują miejsce ludów, które zostały przez Sidard pominięte czy wręcz zapomniane. Jest w tym ziarno prawdy; każdy Pikt, jeśli zechce i odpowiednio pokieruje swoim losem może trwać jako istota nieśmiertelna, zagrożona "jedynie" przez gwałtowne i zaskakujące siły świata, zdolna do nieskończonego rozwoju. Ale piktyjska Klątwa, podobnie jak większość pozostałych, dotyka samego rdzenia natury rasy - Pikt może odwrócić się od ciemności, uniknąć zabójczego niebezpieczeństwa jednak w ten sposób zaprzeczy samemu sobie, swemu najżarliwszemu pragnieniu: ekstazie Wielkich Łowów i odnalezieniu tego, co kryje się poza granicą świata.
Dlatego większość Piktów decyduje się stawić czoła związującej ich z czerwienią Woli Synów. Wstępują w Błękit i Śnią, ryzykując spotkanie z białymi bestiami zwanymi VIMORE lub VYMORE - te upiorne pseudo-ogary, monstrualne hybrydy psów i ptaków są osobliwymi manifestacjami Drugiej Klątwy Piktów. Niestrudzenie przebiegają bezkresy Błękitu, lecz tak długo jak Pikt nie Śni - nie są w stanie znaleźć jego tropu; im więcej Wielkich Łowów ma za sobą Pierworodny, tym łatwiejsze zadanie Vimore. W końcu dochodzi do spotkania: samotny, pogrążony w Mythali myśliwy - lub cała kohorta - staje twarzą w twarz z bestią. Pikt wciąż jeszcze może się obronić: przywołując na pomoc całą swoją sztukę próbuje się wymknąć. Walki imają się tylko szaleńcy - albo bohaterki osłaniające uciekających towarzyszy: nigdy w dziejach żadnemu Piktowi, choćby najświetniejszym kwarcowym ostrzem nie udało się zabić ani jednego Vimore. Nawet jeśli Łowcy przebudzili się bezpieczni, nietknięci, konfrontacja ma fatalne następstwo: od teraz Vimore będą ich nękać podczas każdych Łowów, nieznużenie, nieubłaganie i aż do skutku wybiegając zza pagórów lub czając się w lasach. I jeszcze jedno: owe bestie równie dobrze mogą polować pojedynczo, w kilka sztuk, lub - w potężnych, kilkudziesięcioliczbowych watahach; szczęśliwie, to ostatnie najrzadziej. Wydaje się, że posiadają rodzaj zbiorowej jaźni, świadomość roju: przeciętnych Piktów tropią pojedyncze sztuki, ale Mistrzów Myślistwa, szybkich niczym myśl, bardziej giętkich i wytrzymalszych niż trzcina, zdolnych wymykać się nawet dziewięciu Vimore - tych śmiałków ścigają tuziny doskonale współpracujących potworów.
Vymore nie uśmiercają pokonanych Piktów: krwawiący z mnóstwa większych i mniejszych ran, sczerniali ze znużenia i strachu, bezbronni, są chwytani w uścisk koszmarnych, ptasich mord i niesieni niczym ogłupiałe szczeniaki. Długo, długo biegnie Vimore ze swym brzemieniem - jeśli wierzyć Legendzie, tylko jednej istocie udało się prześledzić ową drogę; wszystko, co zapamiętują Piktowie to otępiający ciąg piekielnych wizji i krajobrazów. Cel stanowi, położony w Błękicie lub czerwieni - nikt nie wie - LAMENT. Kolosalny szczyt, monumentalna góra porośnięta ohydną trawą, błoną bladej jak śmierć pleśni, piętrząca się w czarnej, nienazwanej krainie. Od podnóża wzwyż, w stronę nieoglądalnego szczytu pną się legiony cieni i Piktowie twierdzą, że są to dusze Pierworodnych którzy umarli, pochodzących nie tylko z ich rasy, lecz ze wszystkich jakie istnieją. W milczeniu albo szepcząc niemal bezgłośnie, idą bez oporu, jak skazańcy do kata przed którym - wiedzą - nie ma ucieczki. Ostateczny koniec czeka nad ich głowami, ale nie słyszano o nikim kto miałby dość siły, odwagi, wyobraźni czy desperacji by oderwać, podnieść wzrok od swych stóp w stronę nieba. Jeśli "Sidard" jest miejscem, to leży właśnie na szczycie Lamentu.
Vymore wypuszcza Pikta u podnóża góry i oto Pierworodny musi się zdecydować: albo przyjmie swój los, swoją klęskę i - pogrążony w rozpaczy lub uniesiony honorem - ruszy w ostatnią drogę, albo... odwróci się od grozy Lamentu, wybierze życie oraz - Vymore. Gdy to uczyni, bestia wstępuje w jego ciało, umysł i duszę, przyczaja wewnątrz istoty: Pierworodny budzi się na prawdziwej ziemi, nietknięty, w żaden sposób nie odmieniony, jak gdyby nic się nie stało. W rzeczywistości jest złamany, jego duma, honor, wspólnota z własnym ludem przegrały z pragnieniem przetrwania za wszelką cenę - jest tym gorzej bo wybierając znał ją doskonale. Zawsze gdy weźmie udział w Łowach i okoliczności, szanse są sprzyjające, Vimore wyłoni się z niego, w jednej ułamkowej chwili, stając wśród zaskoczonych myśliwych. Mało który Pikt jest zdolny zareagować dość szybko, tym bardziej że bestie działają naprawdę przemyślanie, uderzając w krytycznych momentach; cenią też sobie swoje "kryjówki" i nie rzucają się bezmyślnie na kilkunastu łowców - chyba że połowa nosi w sobie sprzymierzeńców... Takich skalanych Piktów zwie się VYMORGIN i własna rasa traktuje ich niczym najgorszy Pomiot.
Vimore steruje poczynaniami Vymorgina zadając mu koszmarny ból. Potrafi również perfidnie manipulować strachem przed odkryciem, wstydem i samo-pogardą z dokonanego wyboru. Dlatego Vymorgin nie tylko wykorzystują, ale również tworzą odpowiednie sytuacje, zastawiając szatańskie pułapki na członkinie własnej rasy. Mogą się rozpoznawać także na prawdziwej ziemi, co pozwala im na przeprowadzanie jeszcze bardziej złożonych intryg; wspierają ich tutaj pokrętne i brutalne moce samych Vimore (zdolnych na przykład do występowania z ciała przeklętego Pikta). Większość stawiających opór, próbujących pokutować Vymorgin jest ostatecznie zabijana (właśnie od nich pochodzi wiedza o Lamencie); pozostają ci, którzy w zamian za spokój, brak męczarni, co jakiś czas oddają się Vimore w sobie. Po ukończeniu plugawych misji mogą robić co zechcą, z gorzko-błogą świadomością, że tak długo jak zachowają życie, Klątwa im niestraszna.
Piktowie bardzo dobrze znają Vymorgin: zaraz po wyzwaniu Wielkich Łowów jest to druga sprawa na której skupia się ich Esencja. Pikt może polować samotnie, ale żaden, nawet najlepszy łowca nie osiągnie tych rezultatów co dobrana, mocna kohorta; trudno też spędzać życie jak eremita, bez kontaktów z resztą własnej rasy. Mimo wszystko, z tym jeszcze można sobie poradzić: serce vymorgińskiego zagrożenia bije gdzie indziej. Jeśli wśród gano szykującego się do finalnego kroku, wędrówki poza świat, znajdzie się Vymorgin - to wszyscy jego członkowie przepadają, bez szansy na ucieczkę zostają ściągnięci pod Lament. Najgorszy możliwy los, nieodwołalna klęska pod sam koniec drogi. Dlatego też Piktowie wypracowali wiele metod i sztuk wzajemnego poznawania - cierń w boku i groźba dla każdego, nawet najlepiej zamaskowanego Vymorgina.
Pierwszym i podstawowym są OPOWIEŚCI, szczegółowe relacje z przebiegu Łowów, z własnych dokonań, w których wielki nacisk kładzie się na potwierdzenie z zewnątrz - powoływanie się na świadków-towarzyszy, ich imiona i własne historie. Większość Piktów zna mnóstwo innych, ze słyszenia i osobiście, oraz stara się gromadzić jak najwięcej wiedzy na temat ich poczynań. "Kiedy wprawiałem się w tropieniu z Olweną z Nirn Airc... Jak nazywa się jej ojciec? Konor Baiugal. Nie, nie sięgaj po broń, oczywiście wiem, że pięćdziesiąt cztery lata temu Konora zabił biały odyniec w Mornholcie, kieł wszedł między czwarte i piąte żebro, nieszczęśnik zginął na miejscu. Coś jeszcze? Ależ oczywiście, resztką sił zerwał swój kwarcowy naszyjnik i podał go Czerwonemu Maudowi, aby ten przekazał go Olwenie. Czy mogę dostać coś do picia? Nie jestem vymorginem. Tak, wracając do Olweny..." I tak dalej, i tak dalej. Bardzo zagmatwane, do tego stopnia że samym Piktom zdarza się gubić. Na szczęście są też inne sposoby.
MALOWANIE - któremu rasa zwadzięcza swe imię - przedstawianie przebiegu Łowów w prostych, trójbarwnych lecz pełnych ekspresji wizerunkach jest trochę bardziej abstrakcyjne. Piktowie wierzą, że na skalnej ścianie kłamstwo Vymorgina będzie jaskrawo widoczne - brak, poszarpanie natchnionej, euforycznej wizji, drżenie ręki, wahanie w kluczowym momencie rysunku. Pochodną tego sposobu jest tworzenie TRADIKE, trójbarwnych, osobistych sztandarów (wyglądających jak chorągwie z feudalnej Japonii) pokrytych zawiłymi znakami, niby-runami, symbolami przeżytych trudów, zwycięstw i Łowów. Tutaj również podpadają rytualne NIEBIESKIE MASKI, malowane na twarzach lub całym ciele na chwile przed Snem - rozpoczęciem Łowów; wiele jest piktyjskich opowieści w których właśnie w tym dramtycznym momencie myśliwi rozpoznają Vymorgina.
Ostatnim, na razie, pomysłem jest MIMNEMONA, czyli rysowanie mistycznych spirali w piasku, popiele lub nawet na wodzie. Niektórzy twierdzą, że sam ruch, jakaś jego dziwaczna, ohydna cecha zdradza Vymorgyna, inni uważają, że poprawną Mimnemonę można wykreślić tylko gdy "porzuci się samego siebie", swoją świadomą wolę, kiedy odsłoni się naga prawda o Pikcie. (Przypomina to trochę nasze wnioskowanie na podstawie efektów swobodnego, bezmyślnego pisania). Jest wiele, bardzo wiele innych metod; żadna nie dzierży prymatu skuteczności, niemal wszystko zależy od sytuacji, od Pikta, od prestiżu, zaufania jakim jest obdarzany; BOLGAN, "Tymi-co-przeszywają", nazywa się nielicznych, którzy przez dekady sprawdzili się jako demaskatorzy Vymorginów.
Zew Wielkich Łowów i przestrzeni Na Zewnątrz jest potężny, trudny i bolesny do odparcia. Dlatego Piktowie, mimo grozy Lamentu i niebezpieczeństwa Vymorginów, chociaż nie tworzą narodu żyją w poczuciu jakiej-takiej jedności, wspólnoty przeznaczenia. Uczeń, aby się rozwinąć potrzebuje Mistrza, Łowca chcący powalić kolosalną Moc musi zgromadzić Kohortę; Poszukiwacz niecierpliwiący się na progu świata nie wyruszy bez reszty swego Gano. Pomimo różnorodności postaw i mocy Sidardu, natura Piktów pozostała jednolita i większość z nich pragnie ją realizować.