No nieźle. Właśnie odkryłem stary text w tym temacie (szukając na Forum Argevona), napisany przez Pinka.czerwony to ja, fioletowy - Pinek
Tanelfowie a Ver'kar; Ver'kar a TanelfowieWstęp
Pierworodni nie mają wielu sprzymierzeńców poza sobą, nawet Tanelfy nastawione pokojowo, żyjące głównie w swym własnym, zaadaptowanym Cesarstwie nie mogą liczyć na zbyt wiele od śmiertelnych.
Niezupełnie! Bardzo upraszczasz; przypomnij sobie Boraka, dawnego poddanego Scorcese, później kata z Edra Naibel. Tutaj bardzo dużo zależy od rasy śmiertelników, kraju, itp. Generalnie ludzie mają „kompleks tanelficki”; patrzą na tą rasę z podziwem zabarwionym zazdrością i smutkiem. Śmiertelnik, nawet Heretyk, może poświęcić nawet swoja nieśmiertelną duszę dla tanelfa; ludzie są czymś więcej niż prostą sumą kilku składników. Of korz, to temat na odrębny txt; tutaj tylko zaznaczam sprawę. W tym miejscu rozwijanie tej kwestii jest oczywiście niepotrzebne; temat jest inny. Nie oznacza to tez potrzeby rewizji tego założenia; sprzeczności zawsze były aspektem SOŁPa, są też aspektem naszej rzeczywistości. Jeśli ktoś napisze o śmiertelnikach którzy działają dla pierworodnych, koegzystują z nimi – oba podejścia będą równie prawomocne. Jeśli będziesz rozmawiał z Erdańczykiem – usłyszysz że Pierworodni są osamotnieni; śmiertelnicy z Ansitu powiedzą ci coś zgoła innego. Tak Michał zgadzam się w 100% ten tekst był i jest bardzo stronniczy, ciesze się że to tak bardzo razi 
Owszem, są respektowani, często przysługuje im więcej praw tarczowych niż zwykłym podróżnym, ich sztuka wzbudza zachwyt, armia trwogę, pojedyncze jednostki podziw; na kontakty handlowe i interesy "nowy porządek świata" nie ma wpływu. Czy to oznacza iż Aquilonia, Aldor czy Kelanea są sprzymierzeńcami Podzielonego i Zjednoczonego Cesarstwa? Nie, Bogowie dążą do zniszczenia Pierworodnych i żaden ich sługa nie sprzymierzy się z choćby najbardziej neutralnym i tolerancyjnym tanelfem. Może więc przynajmniej państwa które są zupełnie niezależne od Boskich wpływów? Ossenthar? Historia wskazuje na co innego. Jedynymi sojusznikami Pierworodnych są tylko inni pierworodni. Na Turblanda stało się to jasne za czasu pojawienia się Victora, gdy Pierworodni zjednoczyli siły by przeciwstawić się Klątwie.
Znowu bardzo stronnicze ujęcie. Nie wiem, czy wspominałem, ale pod koniec Legendy bardzo wielu pierworodnych (nie tylko wśród Tanelfów) zaczęło uważać że tylko sojusz ze śmiertelnikami umożliwi pokonanie Synów. Podjęto pierwsze kroki; zaczęła się rodzić nowa epoka – którą przecięła śmierć Victora na Błękitnych Polach, rozpad sojuszu. Obecnie na Turblanda istnieją tylko dwa imperia pierworodnych mające prawdziwe znaczenie, tanelfickie i ver'karskie. Herdainowie, Ezurianie, Rafaici oraz cała reszta bynajmniej nie są bez wartości, jednakże z przeróżnych powodów nawiązanie współpracy na szeroką skalę byłoby trudne, a w mniejszej skali zajmuje się tym Ansit. Pierworodni nie są istotami głupimi, potrafią przewidywać daleko w przyszłość, dlatego pomimo licznych animozji i różnic na wielu frontach zawiązano przymierze Cesarstwo – Ziemia-po-wodzie.
Zdecydowałem się na wstęp, gdyż jakikolwiek sojusz z lorrorami z pewnością dla wielu wyda się dziwny

teraz czas na konkrety
Co mogą zaproponować jedni drugim? Na jakich płaszczyznach mogą działać wspólnie? Najbardziej przejrzystym rozwiązaniem będzie ukazanie tego co jedna strona oferuje drugiej i co dostaje w zamian. Rozpocznijmy od strony ver'karskiej.
Na początek to, co dla wielu pozostaje tajemnicą: wyjazd tanelfa poza granice Cesarstwa oznacza całkiem sporo roboty dla agentów z "Bezkresu". Winni z ukrycia zapewnić mu bezpieczeństwo oraz ograniczyć "nieprzyjemne doznania" jakich może zaznać po zetknięciu się z "inną" rzeczywistością. W te działania można wliczać nawet wysłanie kwiatów od ukrytego wielbiciela, zorganizowanie bankietu etc.
hmm w tym miejscu w notatkach mam napisane "szacunek jakim ver'kar darzą tanelfów" nie wiem czy mam to rozumieć jako jakiś towar??? z pewnością traktują ich inaczej niż karth't ale to zupełnie inna bajeczka. No nie wiem... Wydaje mi się, że ta bajeczka może się tu znaleźć... Chodziło mi o to że nie wiem co miałeś na myśli wtedy, jak mi przypomnisz to chętnie to rozwinę, notatki po kilku miesiącach ciężko odtworzyć, w tej chwili “nie czuję” tego stwierdzenia. Tzn masz na myśli Ver'karski stosunek do Tanelfów? To bardzo rozległy temat przecież... No to trzeba go ruszyć.Przymierze na tle militarnym to wspólne szkolenie zabójców (assasyni – narshar, ver'ashar) oraz wymiana magii militarnych, między innymi z Uman.
Kasiu skrobnij mi coś o tym, nie wiem o co kaman. Do Uman na razie brak szczegółów, oprócz tego, że mają doskonałe wojska pancerne (tzn. ciężko opancerzone) oraz sztukę wzmacniania fortyfikacji żelazem (bynajmniej nie jest to żelbeton; patrz przypisy do Legendy, Orsen Stal-mistrz). Na polu edukacji trzeba na pierwszym miejscu wymienić Kamszas z jego Labiryntem (czyli akademią); pobierane tu nauki nie mają sobie równych (odsyłam do pliku Ver'kar - Ran'nir). Na drugim miejscu jest zwyczaj wysyłania potomków arystokracji do społeczeństw innych pierworodnych.
Użyłeś tutaj określenia „cywilizacje”; to jest raczej synonim jasnomagii śmiertelników. Niestety, nie wiem co kryje się za kilkoma z poniższych nazw – ale jeśli są tam gdzieś ezurianie, to określenie „cywilizacja” przestaje w ogóle pasować... Nie ma tam ezurian, myślę że oni przeciętnego tanelfickiego księcia traktują jak zwyklego bobusia i mają go w D.
chyba że chce walczyć z klątwą, wtedy to zupełnie inna sprawa. Co do nazw: Błękitne ziemie i Zatoka Ukojenia to miejsca o niezwykle pięknych krajobrazach, hmm odpowiednik wysp bachama na martwym, całkowicie wyczyszczone z cieni, przyjemne, nawet Ver'kar tam “odpoczywają”; Tell'Doran to główna twierdza reprezentacyjna Bodlar'nir, bardzo znane miejsce w kręgach związanych z magią; Kredan i Gram'anor to największe miasta Kre'magna'nir; Verin to Brama, miasto “zaznajamiające” przybyszy z prawami panującymi na ziemi-po-wodzie. Najatrakcyjniejsze trasy Ziemi-po-Wodzie wyglądają następująco: Cesarstwo - Kamszas - Błękitne Ziemie - Tell'Doran - Zatoka Ukojenia - Gladma - Cesarstwo. Oczywiście istnieje kilkanaście wariantów, wliczając w to inne twierdze i miejsca: Verin, Kredan, Gram'anor etc. Wracając do ukazanego wyżej planu podróży, zauważ iż siedziba Herdainów jest ostatnia na liście - nie bez powodu.
Kolejnym filarem współpracy jest Inne, a w szczególności Dora'na'zar (Krainy Snów, czyli Szerokość Krajobrazu), w nich umysły śniących
dokładnie tak! Bardzo ważne rozróżnienie między „spaniem” a „śnieniem”! tanelfów są chronione przez specjalnie sformowane oddziały ver'karskie. Chodzi tu głównie o zagrożenia stwarzane przez Arathan
Ze strony tanelfów wsparcie wygląda bardzo ciekawie. Regenerują esencję krudy i hagem, w ten sposób spowalniając postępowanie Klątwy oraz wzmacniając starganą tysiącami lat wojny „Kar”, czyli świadomą wolę zwana tak przez ver'kar. Udzielają im także wsparcia militarnego, między innymi oferując usługi Czarnoksiężników w walce z Erdańczykami, w szczególności Pierwszym Dogmatem (Ekskanonicy). Czarnoksiężnicy tanelficcy jako mistrzowie esencji potrafią w niezwykłym stopniu modelować wszelką Tradycję (Jasnomagia) – wartość tych zabiegów jest nieoceniona; trudno stwierdzić w jakim stopniu śmiertelnicy kształtują swoje własne jasnomagie. Być może są one tylko igraszką w rękach tych potężnych pierworodnych. Innym aspektem jest ich władza nad In-da-aurą, Mocą Cudowną, niezrównaną zarówno w niszczeniu jak i stwarzaniu. Kolejna, bardzo szeroka sprawa, to wsparcie assasyńskich „Wojsk Cienia”, oraz wielu innych, specyficznych tanelfickich magii wojennych (orzeiowie, mistrzowie stalowych łuków; magie lodowych tanelfów...). I wreszcie, być może najważniejsze: wsparcie oristańskiego Legionu (>txt.Państwa Podzielonego...), zaprawionego w gigamicznych wojnach.
Co jednak najistotniejsze, każdy ver'kar w Cesarstwach, znajdujący się tam za wiedzą i zgodą swego nir, jest absolutnie bezpieczny, chroniony przez prawo niemal tak samo jak tanelfowie. Targnięcie się na jego życie, nie ważne z jakiego powodu, oznacza w najlepszym razie uwięzienie i proces, w bardziej powszechnym egzekucję.
(nie wiem jakie są zwyczaje tanelfów, skomentuj to Kasiu w szczególności). Grubo stary! Klątwa, Klątwa po śmierci; ale jak dla mnie może być Kapłani, Bogowie oraz inne istoty będące w stanie wojny z Ver'kar są trzymane od nich z dala. Ziemie Cesarstwa są traktowane jak ziemie pokoju, wypoczynku, wakacji, przybywają tutaj na przepustki liczni przedstawiciele krudy, czasem nawet hagem. O dziwo, ich pobyt nie wprowadza zamieszania czy skandali. Owszem często zdarzają się pomniejsze incydenty, ale mają one także miejsce między samymi tanelfami, nie wykraczają one raczej poza granicę zdrady czy kłótni. Zdaje się iż Ver'kar są na tyle zmęczone ciężarem lat spędzonych w stanie ciągłej wojny, że podczas pobytu na przepustce stają się bardziej "normalne". Co więcej, tanelfowie traktują ich bardzo naturalnie – do tego stopnia że ver'karscy przybysze często są przedstawiani jako odlegli kuzyni. Mają możliwość zaznania całkowicie odmiennego sposobu życia. Na płaszczyźnie relacji towarzyskich nawet najdrobniejsze naruszenia tych zwyczajów są uważane za poważny nietakt, który może zszargać reputację delikwenta na dziesiątki lat.
Nic nie jest nieskazitelnie czarne
(taaak, wiem, było „białe”; to takie przekształcenie zgodne z symboliką sołpową) yhmmmm (jeśli przy każdym takim przeredagowaniu będzie komentarz to nawet popieram), jakiś czas temu (rok 1005) pewne zdarzenie spowodowało iż obie strony siedziały na przysłowiowych szpilkach. W trakcie jednego z większych przyjęć doszło do awantury między Langiro (liczący około 550 lat mistrz Stylu Kota, Mistrzowie szermierki) i Argevonem (najmłodszy spośród Grumyash). Rozpoczęła się od nazwania Grumyash tchórzem bojącym się śmierci (jakieś nawiązania do Legendy?), a skończyła na wyznaczeniu daty pojedynku. Ani tanelf ani ver'kar nie dał się nakłonić do porzucenia wybranego sposobu rozstrzygnięcia sporu. Grumyash mógł udowodnić swoją rację tylko przybywając na pojedynek z równym sobie przeciwnikiem. Po trzech dniach, w stolicy Zjednoczonego Cesarstwa doszło do starcia. Zmagania trwały kolejne dwa dni, zwycięzcą, a może raczej przegranym, okazał się tanelf. Argevon przegrywając nie zaakceptował samej porażki; pozwolił się zabić, udowadniając nieprawdziwość słów Langira.
Trochę zmieniłem; jeśli Langiro wygrywał nie miał powodu zabijać bobka; wprost przeciwnie, jego przeżycie byłoby mu bardzo na rękę (załagodzenie konfliktu, potwierdzenie słów) W międzyczasie z Kasią ustaliliśmy że to ma być Soren, jego charakter bardziej pasuje, choć trzeba by w takim razie zmienić długość walki z 2 dni na max kilka godzin. Patent z nie zabiciem, ciekawy, co myślisz o Sorenie? Chyba bez różnicy, przynajmniej ja nic nie wiem o charakterze ani jednego ani drugiego. Śmierć osoby z hagem i jej możliwe następstwa przez kilkanaście dni były najgłośniejszym tematem poruszanym w obu Cesarstwach. Pewni Czarnoksiężnicy już wtedy rozumieli naturę spokoju jaki reprezentowała po śmierci Grumyash strona ver'karska, nakłaniając do nie podejmowania jakichkolwiek działań. Mieli rację; po czternastu dniach od śmierci, Argevon pojawił się w stolicy i pogratulował swemu oprawcy zwycięstwa w pojedynku, potwierdzając tym zdolność jego rasy do reinkarnacji.