Oddział 1.ooo zbrojnych. Odziani w koszule kolcze, zaopatrzeni w doskonałe miecze, tarcze z Eternitu (odp na magię ognia), wytrenowani, zdyscyplinowani, tak jak przystało na glinianych ludzi, dowodzeni także przez glinianego człowieka. Czymże są przeciwko zwykłej jednostce która zrzuciła swe ograniczenia, bądź nigdy nie musiała tego robić gdyż ich nie miała?
Atakują, maszerując w równym szyku, na wzgórzu stoi ich przeciwnik:
-Herold z Aquiloni
-Mag Drzew z Aldoru
-Karenver z Kamszasu
-Karenver mężczyzna z Talernis
-Mag Bitweny z Tradyru
Wielu innych można wymienić.
Każdy samodzielnie zdruzgocze ich, zniszczy, unicestwi, zmusi do poddania lub ucieczki. Nawet Tarcze Eternitowe nie są wstanie sprostać zaklęciom ognia. Nie znaczy to że jeden Mag Bitewny przetopi Eternit eońską ilością energii. On rzuci wpierw zaklęcie sprowadzające na wrogów ognisty deszcz, a następnie zacznie ich bombardować kulami ognia. Jednocześnie atakowani z dwóch stron, posiadający tylko jedną tarczę, co zrobią? Nie, nikt nie wykrzyknie rozkazu formowania się w coś czego nie przećwiczono, większość nawet nie pomyśli o tym by utworzyć szczelny klosz chroniący przed żywiołem i iść dalej. Przerażeni wojownicy, pozostają jednak wojownikami, każdy z osobna będzie starał się przetrwać, część tego dokona, wydrze się z piekła i popędzi po stoku wzgórza, bliżej coraz bliżej Maga. Gdy wreszcie go dopadną, stojąc przed nim kilka kroków, okaże się że istota drwi z nich do samego końca, odbije się miękko i poleci w przestworza, nadal kontynuując morderczy atak.
Strzały? Czy Magowie Bitewni nie posiadają setek zaklęć ochronnych i różdżek tworzących skuteczne bariery?
Gliniany człowiek, będąc w pełni glinianym, nie polegającym na innych źródłach mocy, odrzucającym pomoc sił innych nigdy nie zwycięży. Chyba że przed sobą będzie miał podobnego mu glinianego człowieka.
Specjalnie opisałem przykład Maga Bitewnego, bo teoretycznie uzbrojony motłoch miał coś co mogło go pokonać, eternit, nie potrafił go jednak wykorzystać. Tutaj komentują częściowo Karne Bataliony i dyskusję na temat uzbrojeń. Nawet potężna broń w rękach słabej istoty nie jest w stanie przeciwstawić się istocie silnej, nie posiadającej doskonałej broni.
Teraz coś o tym kim są "Mocarze" a raczej istoty które wykroczyły poza granice, lub od początku znajdowały się poza nimi.
Czy one są wojownikami? Czy zawsze ich zdolności należy postrzegać w otoczce bitew? Mówimy: "Oczywiście że nie!". Dlaczego więc stale to robimy? Cóż, próba przetrwania jest najważniejszą ze wszystkich, nie zapominajmy jednak że jest tylko jedną z dziesiątek prób jakim poddają się istoty.
Mag Elementalista. Mag Wizjoner. Mistrz Rak'ha. Herold. Czarnoksiężnik. Mistrz Alkemii. Mistrz luminoportacji. Wielu wielu innych. Nikt z nich nie jest wojownikiem.
Sajanin. Rycerz Dnia lub Nocy. To są wojownicy.
Khundain - Narshar zabójca. Xer - broń. Mag Bitewny - potężna broń. Czy to są wojownicy? Nie?
Tak i nie. Na swój sposób każdy z powyższych jest wojownikiem. Pierwsza grupa zmagała się przez całe życie z przeciwnościami, by wyjść poza granice jakie im wytyczało istnienie. Czymże jednak jest dla nich bitwa? Kolejny test? Owszem. Ale czy ich serce wypełnia wtedy euforia, radość, spełnienie? Nie! Oni nienawidzą stawać w obronie wszystkiego czym są, nie są Wojownikami takimi jak Sajanie czy Rycerze Nocy/Dnia. Ich celem nie jest walka sama w sobie, jest jedynie środkiem.
Druga grupa została już opisana.
Trzecia. Czy oni naprawdę są wojownicy? Xer? Nie, na pewno nie, to jest bezwolna broń, narzędzie, twór wojny? Mag Bitewny? Narshar szkolony na zabójcę?
Jeśli nie widzą celu, nie są wojownikami. Nie walczą w żadnej sprawie, poza sprawą przetrwania lub chorej satysfakcji. Khundain wybrał poświęcenie dla sprawy Wojny z Klątwą, czy było to heroiczne, czy może tchórzliwe? Czy stawał się czymś więcej, ogarniając swoje pragnienia by być kolejną cząstką gwoździa w trumnie Syna Sidardu, czy może zwykłym tchórzem, bojącym się realizować swych pragnień, swej natury? On twierdził że jest tym pierwszym. W jego oczach był więc wojownikiem.
Piszę to jako moje przemyślenia nad psychologią istot które przekroczyły pewne granice, dla nich istnienie nie jest takim jakim jest dla chłopa latającego po polu z widłami. Przede wszystkim jest to moją refleksją na temat dziwnej skłonności graczy do nieustannego pchania swych postaci w niebezpieczeństwo i ryzyko. Część z nich jest wojownikami takimi jak ci z drugiej grupy, część tymi z trzeciej, ale wielu z nas wybrało opcję pierwszą, lub nawet inną - pozostanie glinianym człowiekiem. Dlaczego tak często ciskamy te postacie ku śmierci? Czy one przez to nie stają się wydumane? Nienaturalne?
Czy to że Riodarin nie ma ochoty na nieustanne balansowanie na cienkiej nitce nad przepaścią otchłani oznacza że jest tchórzem, jest słaby wewnętrznie czy może nie posiada walecznego serca? Wg. mnie nie, on jest normalną istotą która nie widzi sensu nieustannego niepotrzebnego ryzykowania utratą wszystkiego.
To samo tyczy się wielu innych istot. W oparciu o to co napisałem wyobraźcie sobie Hagem Ver'kar, którzy niejednokrotnie wycofywali się z pola bitwy. Czy WY zwykli śmiertelnicy naprawdę możecie nazywać TAKIE istoty tchórzami, czy potrafilibyście w ogóle wyobrazić sobie co one ryzykują podczas zmagań w Gigamie?
Wreszcie chcę poruszyć kolejną sprawę, której nigdy nie udało mi się w pełni wytłumaczyć. Również Ver'kar na tapecie. Dlaczego kojarzą się z pragnieniem posiadania mocy destruktywnych? Gdzie ja to napisałem? Napisałem że pragną mocy, mocy i niczego innego. Karenver nie są Wojowniczkami ani Brońmi, bardziej przypominają uczonych niż żołnierzy, każda z pewnością przeszła jakieś szkolenie wojskowe, bo podstawy musi znać tak samo jak żołnierz musi umieć trzymać miecz. Jednakże nic ponadto. Nie wyobrażam ich sobie jako takich maszyn jak Khundain, on był formowany w Broń, ale stał się czymś więcej, podobnie jak wielu mu podobnych. Nammash, Rezogar, Karenver, Massal, Hagem Agaro, Grumyash oraz duża część Hakrydów, to nie są istoty które w ogóle interesuje poznawanie sztuk zabijania. Każdy z nich przyswoił sobie ich tyle ile uważał za konieczne (lub ile jego seniorzy uważali za konieczne) następnie poszedł w innym kierunku, w własną stronę. Nawet jeśli weźmiecie istotę trenującą sztuki walki, ona nie uczy się zabijać, ona opanowuje 'sztukę', rozwija się i poszerzając swoje zrozumienie istnienia.
Wg. mnie Ver'kar w swojej domenie, jeszcze przed rozpadem Kryształu Rigaz-Radin mogły być pochłonięte przez zdobywanie mocy w taki sam sposób jak Vidowie są pochłonięci przez kolekcjonerstwo. Ver'kar kolekcjonowały moc. Zapewne używały jej także do dalszego rozwoju, na drodze zmagań, śmierci, zadawania bólu i cierpienia. Czy jednak sam fakt dążenia do celu samego w sobie nie zmienia ich natury w waszych umysłach?