Autor Wątek: Co tam panie na Zachodzie (do 1027 roku)?  (Przeczytany 314 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Co tam panie na Zachodzie (do 1027 roku)?
« dnia: Styczeń 04, 2009, 03:02:28 pm »
ZACHÓD - z lotu ptaka

Wiele można tu napisać, bardzo wiele - jest jednak wydarzenie, które zdecydowanie wysuwa się przed inne; jego waga niezrównana. W 1027 roku Smoczy wojownik, sajanin Seishiro - zabił Bestię Cagazt.
« Ostatnia zmiana: Sierpień 17, 2009, 07:10:02 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Co tam panie na Zachodzie (do 1027 roku)?
« Odpowiedź #1 dnia: Styczeń 04, 2009, 06:59:15 pm »
ALDOR - kraj

Sytuacja w z dnia na dzień staje się coraz bardziej klarowna. Zwolennicy i przeciwnicy wojny z Ossentharem zacieśniają szyki w obliczu sprawy która prawdopodobnie zadecyduje o przyszłości kraju: małżeństwa Gam Beteha, Białego Księcia.
Ten człowiek, urodzony w Detmarchii jakoby niemal sto lat temu, doszedł do wielkiego znaczenia w Marlabardzkim Cechu Szaranobójców; od kilkunastu już lat był komandorem Gwiazdy Raumavanu, najwyższym dowódcą tamtejszych wojsk. To miejsce wyjątkowe i straszliwe zarazem - jedyny front na którym ludzie Zachodu walczą otwarcie z szaranami. Chociaż Raumavan jest Asterią aquilońską - częścią Konstelacji, potężnego mocarstwa które nigdy nie zawiesiło broni z Ungmarem - nieoficjalnie wspierają go niemal wszystkie państwa Zachodu. Ich pomoc jest nieoceniona, lecz nie jedyna. Aquilonia związała się sieciami układów z Nabardią i innymi krajami "po-haladzkimi"; stamtąd rekrutują się najlepsi żołnierze przeciw szaranom, wdrażani do wojny z Plagą literalnie od urodzenia. Oprócz nich, Raumavan co roku zasilają setki ochotników z całego Kontynentu, wśród nich wielu Odmieńców z Dekumeny - obok glinianych ludzi, którzy wykruszają się bardzo szybko są wojownicy zdolni walczyć dniami i nocami, bez żadnej przerwy. Jest jeszcze inny rodzaj żołnierzy: skazańcy. Niszczyciele jasnomagii, zdeprawowany pomiot z wielkich miast, członkowie bandyckich konfraterni, zbrodniarze wojenni - teoretycznie każdy ma możliwość dobrowolnego wyboru, pokuty i wymazania win na Froncie, na wojnie z Ungmarem. Po odsłużeniu wyroku mogą zacząć nowe życie. Rzeczywistość odbiega od tego ideału. Przekazywani służbom aquilońskim, są często wbrew własnej woli ściągani na Front; rzucani w wir najcięższych walk, opuszczają Raumavn kalecy, zniszczeni na ciele i umyśle, obłąkani. Zazwyczaj jednak pozostają tam do końca; Szaranobójcy, jak Plaga z którą walczą, niełatwo wypuszczają kogokolwiek ze swoich sieci. Wyroki są przedłużane pod topornymi pretekstami; wielu skazańców zostaje wręcz zapomnianych, odrzuconych przez łady które gwałcili. Inni po prostu nie mogą opuścić Raumavanu inaczej niż w urnach pogrzebowych...
W przeciwieństwie do pozostałych komturów, Gam Beteh wystąpił w obronie tych nieszczęśników, nie odwrócił wzroku, podjął nieustępliwą walkę. Z jednej strony mocarstwa Zachodu okazały niezadowolenie, wręcz wrogość; zaczęto nakładać sankcje, zaginać drogi ochotnikom, naciskać na innych komturów. Z drugiej strony stanął Biały Książę, głoszący konieczność naprawienia krzywd, oczyszczenia Raumavanu z nieprawości, a wielu napływowych żołnierzy i szeregowych Szaranobójców opowiedziało się po jego stronie. Skazańcy wielbili go jak półBoga. W efekcie Zachód odciął Raumavan od większości dostaw - jednak Front, wspierany przez dardów z Els Nirgrim potrafił się utrzymać, a wojska pod charyzmatycznym komturem zaczęły osiągać niezwykłe sukcesy. Nie mogło to jednak trwać długo; władze Cechu musiały uładzić sytuację. Późnym latem 1027 roku, po czterech latach otwartego oporu, Gam Beteh ugiął się a następnie... zrezygnował ze stanowiska i na czele 2,5 tysięcy ludzi (w większości skazańców, którzy odsłużyli wyroki) przepłynął na drugą stronę Morza Szmaragdowego i, przez pogrążoną w choasie Nahmerię, wszedł do Nunarny, na ziemie między Wolnym Aldorem a Monarchią Ossentharu.
Opętane wizją nadchodzącej wojny, aldorskie Jaszczury nie mogły zmarnować takiej okazji; na królewskim dworze błyskawicznie podjęto i przeforsowano decyzję o zaproszeniu Gam Beteha do kraju. Większość pokojowych Leśników musiała się zgodzić - ryzyko, że Ossenthar najmie Białego Księcia było zbyt duże. Konsekwencje tego postanowienia zdają się jednak przerastać większość aldorskich polityków. Teraz Jaszczury mają zamiar doprowadzić do skutku małżeństwo Beteha z jedną z córek Felgebora - oraz naturalizację żołnierzy Księcia. W ten sposób królestwo zdobędzie 2,5 tysiąca doborowego wojska i zostanie pchnięte na drogę wojny. Król oczywiście zrobi to, co postanowi szlachta, ale jednym z problemów jest formalny wymóg posiadania przez męża rozległych dóbr ziemskich w Aldorze - a nawet najbardziej wojowniczym Jaszczurom nie jest miła wizja uszczuplania domen. Wiadomo, że zatrudniono całą armię prawoznawców do rozwikłania sprawy w najmniej bolesny sposób. Wyniknie z tego potworne opóźnienie, a rezultat może być niepomyślny - Leśnicy przecież nie śpią; gra na zwłokę jest dla nich obecnie najlepszą opcją. Przywódcy Jaszczurów poszukują więc gorączkowo jakiegoś lepszego rozwiązania...
To nie wszystko. Jasnomagia po jasnomagii, kraj po kraju, Zachód zaczyna zgłaszać pretensje do Aldoru za udzielenie azylu "bestialskiemu pomiotowi". Za postępującą eskalację tego sprzeciwu odpowiadają zapewne Ossentharczycy. Co jeszcze ważniejsze, działania "Korony Aldoru" nie znajdują uznania krasnoludzkich królów; ich ambasadorowie nawołują do "wygaszenia tego rujnującego ład precedensu".
Wielu skazańców ma wrogów na wysokich stanowiskach, wrogów którzy w rozprawie z nimi zaczynają widzieć rodzaj krucjaty. Trzeba tu wymienić jednoręką tanelfkę Railin Ravenloth, znienawidzoną w swoim księstwie i Zjednoczonym Cesarstwie za próbę złamania tajemnicy Księżniczki Zielonej Fali, zamiar ujrzenia jej przed wyznaczonym przez Cesarza czasem. O wadze tej sprawy świadczy obecność Gvattorii, Kawalerki Nigdy, na dworze królewskim; wiadomo że prowadzi rozmowy z Felgeborem i książętami dzielnicowymi. Oprócz problemu Railin, muszą też one dotyczyć wojny z Ossentharem - wojny którą część tanelfów praktycznie już prowadzi (chodzi o ossentharską aneksję tanelfickiego Nimbarionu). Gvattoria rezyduje w Tarluminie i oficjalnie przebywa w Aldorze dla kontemplacji piękna Złotej Groty, ale rzecz jest i tak bez precedensu: ostatnich układów ze śmiertelnymi państwami nie pamiętają już chyba sami pierworodni. Jeśli Aldor zdobędzie poparcie Zjednoczonego Cesarstwa (nie wspominając o krajach Podzielonego) zwycięstwo w konflikcie z Monarchią będzie przesądzone. Rzecz jasna, tutaj główną przeszkodę stanowią (nierozkminione jeszcze!) aldorskie Hierarchie Heretyckie oraz filantropijne zapatrywania wielu Aldorczyków.
Osobnym, szerokim tematem jest aquilońska reakcja na działania Gam Beteha. Biały Książę, mówiąc krótko, złamał Prawo tego kraju około 2,5 tysiąca razy - za każdego skazanego w majestacie Konstelacji zbrodniarza. Nomokratyczni Aquiloni nie mogą i nie będą cierpieć tak jaskrawego występku. Stanowisko całego Przymierza jest jeszcze nieznane, ale od kiedy weszły do niego Dwory Północy, potęgi militarnej i agresywności Aquilonii nie powinno się niedoceniać. Z drugiej strony, wojna aldorsko ossentharska może posłużyć jej interesom - między innymi przez wzgląd na zadawnione spory z Monrchią w Krainach Południa oraz wielowiekową niechęć do "Żywiciela Ungmaru".
Aquiloni są fanatykami Prawa, jednak ich postawa wychodzi z sesnownych przesłanek - które zaczynają też podzielać szarzy Aldorczycy. Mowa tu przecież o nadaniu obywatelstwa istotom, które w najlepszym wpadku gardzą zasadami jasnomagii... Chociaż w większości pokrzywdzeni przez biurokrację Cechu, ci ludzie zostali przecież za coś skazani; nawet jeśli odejmiemy "ukaranych niewinnie", pozostanie ponad dwutysięczny, niepewny element. Twarda Frontowa dyscyplina teraz została rozluźnina; urażani, krzywdzeni mogą chcieć dowodzić swoich racji inaczej niż słowami w sądach. Wojna zmieniła ich w siły zniszczenia, gardzące życiem i śmiercią glinianych spętanych szarańską grozą ludzi - tak widzi to wielu Aldorczyków. Oczywiście to nie cała prawda; obok braku litości i twardych serc jest w żołnierzach Białego Księcia nadzieja na znalezienie nowego domu, na bezpieczne i spokojne życie. Dla tego marzenia mogą dobrowolnie i z zapałem pójść na wojnę z Ossentharem... Pytanie czy niepewni, gniewni Aldorczycy pozwolą im na to; może być dość jednego incydentu, jednego nieszczęsnego wydarzenia, żeby cała sprawa utonęła w bezsensownie rozlanej krwi.

W chwili obecnej, jesienią 1027 roku, rzecz ciągle trwa w zawieszeniu. Trzeszczą linie sił, rosną gmachy intryg. Wojsko Białego Księcia stoi pod Argavą, uzbrojone i gotowe na wszystko. Mieszkańcy stolicy są jednak spokojni - jeśli przyjdzie do najgorszego to miejsce stanie się cmentarzem żołnierzy Beteha. Aldor szykuje się przecież na wojnę; region Argavy pęka od doborowych irgańskich najemników i rodzimych oddziałów - wynik walki jest więc przesądzony. Właśnie takie rozwiązanie zaczyna pociągać Leśników. Nazywanie ich frakcją pacyfistyczną, czy choćby pokojową to błąd niezrozumienia; jeśli uznają to za konieczne, będą się bić równie zażarcie co Jaszczury... Zniszczenie Białego Księcia stanowiłoby jasny sygnał dla Ossentharu. Z drugiej strony Aldorczycy nie są krwawymi rzeźnikami; ci ludzie przybyli tu z Raumavanu, w poszukiwaniu azylu. Wybrali właśnie Aldor - Aldor szczycący się tradycjami wolności i tolerancji. Porozumienie ciągle może zostać nawiązane.
Są jeszcze sami skazańcy, prawdziwy czynnik chaosu. Rozrywani przez najdziksze pragnienia i wizje możliwych przyszłości - jeśli mają pokazać swoją wartość Królestwu, wszyscy muszą się zjednoczyć wokół jednej idei, jednego planu. Czy można jednak oczekiwać, że Railin Ravenloth, tanelfka, zdecyduje się żyć i walczyć dla śmiertelników? Takich jak ona jest przecież w wojsku Gam Beteha więcej. Coraz liczniejsi żołnierze zaczynają mówić o Cyrii, legendarnych Wolnych Miastach na Wschodzie. To prawdziwa enklawa, najlepsze schronienie; idea o wielkiej sile...
Ostatecznie, wszystko zdaje się zależeć od Białego Księcia. W ciągu długiego życia wiele razy wykazał swoją wartość; teraz czeka go najcięższa próba. Niektóry obserwatory twierdzą, że nikt tak naprawdę nie wie, jakie plany Gam Beteh układa w ciszy i samotności, do czego w rzeczywistości dąży. Być może ten potężny manewr służy celowi innemu niż wywalczenie bezpiecznej przystani dla swoich ludzi i siebie...
« Ostatnia zmiana: Styczeń 05, 2010, 10:43:48 am wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Co tam panie na Zachodzie (do 1027 roku)?
« Odpowiedź #2 dnia: Styczeń 06, 2009, 02:56:10 pm »
Wojna, wojna, wojna. Wojna z Ossentharem! Proszę o wybaczenie, ale w Aldorze temat to tak powszechny, że mimowolnie pominąłem wstęp i zacząłem niejako od środka. Czas to uchybienie naprawić. Wydarzenia związane z Gam Betehem miałyby zupełnie inny kontekst gdyby nie ta odwieczna wrogość - jeśli w ogóle by zaistniały.
Aldorczycy cieszą się najróżniejszymi przywilejami i gwarantami swojej wolności. O wszystkim muszą być powiadamiani, sprawy które uznają za istotne chcą poznać i zrozumieć w pełni; słowa "tajemnica państwowa" czy "racja stanu" mają dla nich zupełnie inne brzmenie niż dla większości z nas. Obywatele mają szerokie prawa samostanowienia; o nakładaniu podatków czy poborze decydują zgromadzenia dzielnicowe. Szlachectwo jest atrybutem zaledwie prestiżowym, a nawet potężni książęta muszą uwzględniać w swoich zamiarach wolę publiczną (lub - stwarzać takie wrażenie). (Dotyczy to "oczywiście" tylko mężczyzn; władza kobiet aldorskich zamyka się w granicach ich domów). Całe społeczeństwo spaja jedna Herezja i szacunek dla człowieka, śmiertelnika jako takiego. Realia Ossentharu to jaskrawe przeciwieństwo tych założeń. Mimo tego, sprowadzanie źródeł konfliktu do poziomu "różnic ideologicznych" byłoby błędem. Przykładowo, tak popularne we współczesnym Aldorze zapasy - dwóch nagich zawodników siłujących się w niewielkim kręgu - mają zaledwie trzy stulecia tradycji i przywędrowały z Kelanei. Zachwyt nad pięknem ciała, jego proporcjami nie jest właściwy rdzennej kulturze Aldoru - dość spojrzeć na stroje, czy raczej kapy ludowe noszone przez obie płcie. Rozwój takiej estetyki wydaje się płynąć z pragnienia jeszcze głębszego kontrastu z ohydnymi deformacjami ciał Ossentharczyków... Zresztą, sprawa wolności i samowiedzy Aldorczyków wcale nie jest tak jasna, jak się ją zazwyczaj przedstawia.
Wiele hałasu towarzyszy rywalizacji obu krajów na spornych terytoriach Nunarny. Manewry wojsk, pokazowe akcje, niewielkie potyczki, kontrakcje - do tego się to zazwyczaj sprowadza. Wbrew temu, co twierdzą Aldorczycy, Nunarna i jej mieszkańcy niewiele dla nich znaczą; chodzi po prostu o niedopuszczanie regularnych oddziałów Monarchii w pobliże granic kraju. Podobnie Ossentharczycy - twierdzenie, że właśnie tam leżą ich tereny łowieckie, że właśnie mieszkańców Nunarny sprzedaje się szaranom - to kolosalna pomyłka. Całą populację tego zniszczonego rajdami obszaru możnaby zamknąć w jednej prowincji Ossentharu, która obok kilku innych hoduje zaopatrzenie dla Plagi... Współzawodnictwo o protektoraty i kolonie w Krainach Południa jako przyczyna sporów - argument dość częsty - to czysta demagogia. Posiadłości aldorskie, kiedy jeszcze istniały, były raczej własnością Pałaców Kelanejskich i kierowano nimi z myślą o interesach tego Mocarstwa. Resztka tych włości - miasto Athan - przepadła w 1005 roku za sprawą elfshanów. Monarchia chyba nigdy nie brała tego "współzawodnictwa" poważnie. W porównaniu bowiem z Ossentharem - Żelaznym Mocarstwem stojącym potęgą Trzech Gildii, z liczbą ludności co najmniej dziesięciokrotnie większą - Aldor to wściekły kociak rzucający się na opancerzoną rękę. Jest tu przepaść, rażąca różnica w skali obu krajów - i nawet trwający pół tysiąca lat, gwałtowny rozwój Królestwa nic tu nie zmienił.

cdn
« Ostatnia zmiana: Luty 02, 2009, 02:12:07 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Co tam panie na Zachodzie (do 1027 roku)?
« Odpowiedź #3 dnia: Styczeń 06, 2009, 04:06:28 pm »
Ludzie w stolicy mogą się martwić nadchodzącą wojną - tuż obok mają przecież niepewnych zbójów Gam Beteha. Jednak wszędzie indziej, na granicach pierścieni i w odległych wioskach, tam gdzie Las sięga drzwi i okien - ludzie świętują. Hezder wygnany z Aldoru!, może nawet zabity. Kilkadziesiąt lat temu ten znienawidzony mag-renegat, wówczas arkanon Przymorza, pozbawiony urzędu za bestialskie czyny - ludzkie ciało spajane z martwym drewnem żywica tłoczona w żyły krew płynąca w pniach drzew - uciekł twardym rękom łowców. Przepadł jak liść w lesie, lecz w końcu, ku zgryzocie Aldorczyków powrócił. Zamordował trzech Cisowych Arkanonów - ich rolą dozór nad najdzikszymi ostępami kraju, jarzmienie energii, które kłębią się tam w dzikich, zwierzęcych wirach - wykradł ich tradycje, poruszył Las przeciwko ludziom w Ruturii. Nikomu nie udało się go powstrzymać; pojawiał się jak z błękitu, krzywdził i zabijał, tak że zaczęto nazywać go Hezderem Khultem, Demonem. Desperacja sięgnęła szczytu wraz z wieścią, że celem tego syna jest Słup Popiołów, najświętsza relikwia Aldoru. Co dokładnie zamierzał? Jak chciał to osiągnąć? Dzięki Bogom się nie dowiemy, bo oto, z ich Woli, na prawdziwą ziemię zstąpiła Siła która Hezdera złamała i przegnała. Istota spleciona z bólu, co swoje cierpienie przelała na przeklętego - zbawienie wymodlone przez Kapłanów, nieznany dotąd wizerunek Bożej Mocy. Hierarchowie nie wyjawili jeszcze jej Imienia, ale w domowych kapliczkach jest już czczona, po prostu jako "Błękitny Mag", czyli "czyniąca siła, która nadeszła niespodziewanie".
Miasteczka i wsie Aldoru płoną radością i świętem; nawet w większych miastach, które nie odczuły ciężaru Hezderowej ręki, idą łańcuchy dziękczynnych procesji, a w ludziach rośnie wiara w aldorską jasnomagię. Wraz ze śmiertelnikami zdaje się cieszyć sama natura; lasy jeszcze nigdy nie były tak piękne na skraju zimy. Zupełnie jakby zginęła sama Bestia...

inne nowiny: cdn
« Ostatnia zmiana: Styczeń 06, 2009, 10:03:06 pm wysłana przez Bollomaster »

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Co tam panie na Zachodzie (do 1027 roku)?
« Odpowiedź #4 dnia: Styczeń 06, 2009, 06:03:09 pm »
ALDOR - Argava


bambosh

  • czytacze
  • Hero Member
  • *
  • Wiadomości: 747
  • Niech bestia zdycha!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Co tam panie na Zachodzie (do 1027 roku)?
« Odpowiedź #5 dnia: Styczeń 30, 2009, 05:37:42 pm »
PODZIELONE i ZJEDNOCZONE CESARSTWA TANELFÓW - rzut oka

Rosnąca liczba śmiertelników i kilku tanelfów z dawnego Scorseze dołącza się do partyzanckiej armii pod dowództwem Papela - tanelfa znikąd. Jak dotąd doszło do szeregu potyczek oraz dwóch poważnych bitew z których oddziały Papela wyszły zwycięsko - jedna z nich nad jeziorem Nuar. Partyzantkę popiera Grenoth oraz wielu śmiertleników i tanelfów. Sytuacja w Nimbarionie patowa, krążą pogłoski o jakimś monstrualnym spisku. Cesarz się nie objawia, toczą się walki o władzę. Wydaje się że tanlefowie potrzebują silnego przywódcy - w tym świetle wielu oczekuje powrotu Victora (krążą pogłoski że żyje i jest na Kartaldorze). Ze względu na sytuację w Nimbarionie Ravenloth nie może już swobodnie sprzedawać Ossentharczykom ludzi ze Scorseze. Wuj Victora, Krauford, sprzedał się Ravenloth za jedną trzecią ziem Scorseze. Jest przy nim jego syn Siris Rivo; jego żona Darlana opuściła go, nie mogąc zdzierżyć zdrady i udała się do Grenoth. Zaginął Eyol Raven, namiestnik Auratany Oristanu (dziwna, złowroga sprawa). Wyznaczono nagrodę za mordercę białego kruka pod Revinionem. Voughn poszukiwany jako członek armii Papela, został schytany i uciekł. W gazetach Ravenloth rubryka przyjaciół Victora: Sangini Roys upiła się obrzydliwie dając wyraz rozpaczy po stracie swojego księcia - opisane z detalami. Skorpiony Słońca - elitarna gwardia Laurenta wzięta pod opiekę Cesarza przez Gvattorię, kawalerkę Nigdy. Zanim to nastąpiło jeden zaginął a trzech pozostałych walczyło na śmierć i życie z asasynami Ravenloth. Marina Valencua zamknęła swoją galerię i zniknęła z horyzontu wydarzeń.
« Ostatnia zmiana: Luty 15, 2011, 09:51:15 pm wysłana przez Bollomaster »
Niech Gwiazdy błogosławią zastępy Akaruny i niech świecą jasno nad ścieżkami jej wybawcy!

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Odp: Co tam panie na Zachodzie (do 1027 roku)?
« Odpowiedź #6 dnia: Sierpień 15, 2009, 03:03:27 pm »
RAVENLOTH kontra SCORCESE. WOJNA PAPELA

Podzielone Cesarstwo: W 1025 roku Ravenloth zwycięża w Wojnie Cienia swojego odwiecznego, znienawidzonego wroga - Scorcese. Książę Laurent i Księżna Rowana giną z rąk ravenlockich assasynów; los ich syna, Victora, jest nieznany. Regularna armia Ravenloth zajmuje pozbawione władców Księstwo; dla setek tysięcy śmiertelników zaczyna się koszmar. Wyjaśniając w astronomicznym skrócie: Scorcese, trzymając się tradycji swego założyciela, było zwykle otwarte i przyjazne wszelkim przybyszom, nie-tanelfom szukającym nowego domu, miejsca do realizacji swych marzeń. Czar tanelfickiego świata zawsze najmocniej działał na ludzi; według wielu, tanelfowie ucieleśniają ideał ich rasy, są skończenie doskonali. Życie pośród nich, na ich ziemi można porównać do życia w raju. Z tych powodów, "najliczniejszą mniejszością" w Scorcese byli ludzie - no właśnie, byli. W Ravenloth sytuacja ma się dokładnie na odwrót; śmiertelnikami się pogardza, a kilka ras - orkowie (przede wszystkim!), rudowie i ludzie - jest wręcz znienawidzonych. Teraz do starej esencji dodała się nowa: według praw wojennych, armia kraju pokonanego w Cieniu poddaje się bez walki. Jednak armię Scorcese w znacznej mierze stanowili ludzie i wielu z nich, nie z rozpaczy czy strachu ale z gniewu, pragnienia zemsty - zawalczyło. Ich opór został krwawo stłumiony, lecz w potyczkach zginęło kilkudziesięciu żołnierzy Ravenloth. Już kilka dni po zakończeniu wojny okupanci założyli pierwsze azyle - obozy w których zaczęto skupiać "wszelkie plugawe stwory". Ravenloth nie planowali żadnej masowej rzezi; pomimo nienawiści to ciągle tanelfowie. Dziesiątki tysięcy azylantów dostało względnie dobre warunki, żadnego głodu-smrodu. Zgotowano im jednak los chyba gorszy od śmierci.
Ossenthar, Mocarstwo Niewolnicze, od wieków walczyło ze Scorcese na osobliwej płaszczyźnie. Wielu ludzi osiedlonych w Księstwie pochodziło z ziem regularnie najeżdżanych przez ossentharskich łowców; żyjąc w bogactwie i szczęściu nie potrafili zapomnieć o bliskich których pojmano. Nieliczni znaleźli w sobie dość determinacji żeby spróbować im pomóc; korzystając ze wsparcia władz Scorcese i własnych, gromadzonych latami środków kupowali zniewolonych przyjaciół, a tanelficcy Magowie Esencji dla których, zdaje się, nie ma granic możliwości przywracali im wolę zniszczoną w Ossentharze. Skala tych działań była niewielka, zaledwie kilka-kilkanaście osób na rok, ale dla Monarchii rzecz urosła do rangi symbolu; mimo największych wysiłków biurokracja nie była zdolna ukrócić "procederu". Teraz Ravenloth zagrało kartą Ossentharu. Nie mogliście sobie poradzić? Rozciągnąć kontroli? Scorcese już nie ma, a my dajemy wam ich wszystkich, wszystkich śmiertelników z nowych prowincji Raveloth – bierzcie ich i róbcie z nimi co chcecie.
Na arenie między-tanelfickiej Ravenloth zostało potępione przez większość państw; tanelfowie ze Scorcese przyglądali się z rozpaczą i żalem ale ogólnie rzecz biorąc byli bezradni. Żadne szersze prawo, wyższy autorytet nie mogły pomóc śmiertelnikom, Raveloth nie krzywdzili tanelfów, przynajmniej nie bezpośrednio. Setki ludzi uciekły z pomocą Pierworodnych za granicę, głównie do Grenoth; jeszcze więcej "zapadło w lasy" i podjęło beznadziejną walkę. To nie był jednak koniec; kiedy wypadki odwróciły swój bieg zaczęła się wręcz nowa epoka.
Po pierwsze niepewne pogłoski o tym, że Victor żyje - wieści pochodzące od jakiś partyzantów którzy podobno spotkali go w lasach rok po upadku Księstwa - teraz, w 1027 roku, znalazły potwierdzenie. Widziano go w Aldorze, a później na Wyspach Pirackich w otoczeniu drużyny śmiertelników. Nie będę nawet wspominał różnych fantastycznych nowin – najważniejszy jest fakt, że tysiące tanelfów zaczęło śnić o nim (i niektórych z jego towarzyszy), co jak wiadomo jest niemożliwe jeśli Pierworodny umarł. Wszyscy wierni poddani Scorcese zaczęli odliczać dni do jego powrotu, zwycięstwo Ravenolth w Wojnie Cienia okazało się nie tak miażdżące jak sądzono.
Po drugie Ossenthar (tak przynajmniej widzą to tanelfowie) zaatakował i zajął Nimbarion, wielkie miasto w Zjednoczonym Cesarstwie. Zginęło wielu Pierworodnych, wielu wzięto do niewoli; z powodu niewytłumaczalnej inercji Cesarz ciągle nie wypowiedział wojny, ale między-tanelfickie akcje wszystkich sojuszników Ossentharu poleciały na łeb na szyję. Dla ratowania swego wizerunku Ravenloth zlikwidowało azyle (=puściło ludzi wolno) i zamknęło granicę z Monarchią. W Scorcese zatętniła esencja śmiertelników i tanelfów tylko czekających na podniesienie Chorągwi Skorpiona, powrót prawowitego Księcia.
Właśnie wtedy pojawił się on: tanelf z nikąd, dotąd nie znany, dowódca który połączył wszystkie armie partyzanckie – PAPEL. I dokonał cudu. Dotąd partyzanci, kiepsko wyposażeni, z nędznymi morale ograniczali się do rzadkich napadów; praktycznie każdą potyczkę przegrywali, a większość energii poświęcali ciągłej ucieczce. Papel skoncentrował swoją armię w jednym punkcie na południu kraju; w radosnej odpowiedzi pchnięto cztery centurie zaprawionych tanelfickich żołnierzy pod wodzą Taurena Ravenloth. W pierwszych dniach września, nad brzegiem Jeziora Nuar pięciotysięczna "armia oporu", złożona głównie z ludzi spadła na maszerujących tanelfów. I zwyciężyła. Na piśmie ten fakt brzmi sucho, ale początkowo nikt, nawet lojaliści Scorcese, nie chciał uwierzyć. To coś więcej niż różnica między doskonale zaopatrzonym, regularnym wojskiem a partyzancką prowizorką, to przepaść jaka dzieli - powinna dzielić? - Pierworodnych od śmiertelników na każdym poziomie. Inteligencja, determinacja, odwaga, sprawność fizyczna, wszystko, dosłownie wszystko przemawia na niekorzyść armii Papela. Na Bogów, różnica między śmiertelnikiem a nieśmiertelną, nieśmiertelną istotą! Przecież ci żołnierze ćwiczyli się w swoim rzemiośle przez dekady, niektórzy przez stulecia, nie gnębieni przez starość, umbrę, złe warunki!
Niedługo później Papel już maszerował; jego straty były koszmarne ale ruszył na północ, rozsyłając wici, wzywając każdego śmiertelnika i Pierworodnego który chce walczyć za Księcia. W jakiś niewytłumaczalny sposób porozumiał się i zdobył wsparcie Kareiry Lacios, przełożonej jednego z cechów zaopatrujących Grenorth w broń, zdołał zorganizować transport sprzętu, wyposażył swoich żołnierzy. I nie kryjąc swych zamiarów, szybkim pochodem ruszył na Sen Amell, największe miasto prowincji, obsadzone wzmocnionym w ostatniej chwili dwutysięcznym garnizonem. Dowódczyni, Skaria Tinneda ("Białoskrzydła") znalazła się w groteskowej sytuacji: mogła albo przyjąć oblężenie albo stanąć do otwartej bitwy z armią która nie powinna istnieć. Co więcej, gdyby pozostała za murami jej właśni żołnierze mogliby pomyśleć że boi się porażki. Wyszła więc Papelowi na spotkanie, ze wszystkimi niemal tanelfami i – przegrała. Jak? Tutaj nie wiadomo już praktycznie nic, Ravenloth zdołało zatkać wszelkie źródła informacji; podobno w kluczowym momencie mieszkańcy przyłączyli się do bitwy, podobno Papel wycofał się na południe żeby nabrać sił. Nawet teraz, Sen Amell jest odcięte przez kordony Ravenloth.
Tanelfowie są w głębokim szoku. Oto po raz pierwszy od niepamiętnych czasów śmiertelnicy – pod wodzą Papela i w Nimbarionie – walczą z tanelfami i zwyciężają. Co się stało z tymi rasami? Czy jedni tak bardzo oślepli, osłabli, czy drudzy tak bardzo się wzmocnili? O ile jednak Ossenthar jest otwartym wrogiem, o tyle Papel stanowi zagadkę. Jak, będąc tanelfem, może prowadzić śmiertelników przeciwko własnej rasie? Jego sprawa nie jest pozbawiona słuszności, ale taki przelew krwi to coś strasznego. Na razie panuje chaos, zamęt; jedni wychwalają ludzi za wspaniałą esencję, stawiają ich wręcz za przykład – inni spoglądają na nich jak na domowe pieski, które nagle okazują się głodnymi wilkami. Potrzebne jest przewodnictwo Cesarza, nikt też nie wątpi że jeśli Victor jak najszybciej nie wróci, wielu jego najlepszych poddanych zginie. Do Ravenloth maszerują już żelazne kohorty Uman, a samo Księstwo może - jeśli będzie trzeba - powołać armię ponad stu legionów. Podobno ravenloccy assasyni dostali już rozkaz "zgaszenia" Papela i jego oficerów.

Kończy się rok 1027 i zaczynają pierwsze miesiące 1028 - słuch o Victorze zaginął...
« Ostatnia zmiana: Luty 15, 2011, 09:56:13 pm wysłana przez Bollomaster »