Nalabergia od wieków sąsiadowała z Aquilonią; zdominowana przez elfów, zawsze ze wszystkich sił podkreślała niezależność. Wciśnięta klinem między zachodnio-południowy kraniec Goudulionu i odludną część Armed Thangor – leżąca na uboczu, przez długi Czas była obojętna, nieistotna dla Ziemi Blasku. Z biegiem lat sytuacja zaczęła się jednak zmieniać; odkryto złoża imperytu i do Nalabergii zaczęło ściągać mnóstwo śmiertelników, wietrząc dobrą okazję. Większość z nich stanowili ci z rasy ludzkiej. Ich liczba zaczęła szybko wzrastać; byli to głównie górnicy, wykonawcy najcięższych robót w rozwijających się kopalniach. Niechętnie patrzyli jak elfowie bogacą się na pośrednictwie i handlu, zgarniając lwią część zysków... Samo w sobie nie miało to znaczenia; siły wojskowe składały się głównie z elfów, o żadnym poważnym buncie nie było też mowy – wbrew codziennym narzekaniom, górnikom powodziło się całkiem nieźle (na pewno lepiej niż w krajach z których przybyli oni sami oraz ich potomkowie).
Pojawiła się jednak enigmatyczna grupa zażartych głosicieli „zrównania” praw ludzi i elfów; jej członkowie, działając w tajemnicy zdołali zebrać szerokie poparcie – następnie do tych haseł dodano różne bardzo subtelne, filantropijne sugestie, w myśl których to liczniejsza i lepsza rasa ludzka powinna decydować o sprawach Nalabergii... Niektórzy podejrzewają tu wpływ erdańskich Egzekutorów (osławiony Ion Sidard opuścił w owym Czasie Wschód – może powędrował za Interior?), albo innych sił na ich służbie. Teraz wydarzenia zaczęły przyspieszać; elfowie rozpoczęli polowanie na tajemniczych agitatorów, doszło do starć z ich zwolennikami, padli pierwsi zabici. Za późno. Filantropi nalabergijscy zdołali zawrzeć szyki ze Zgromadzeniem Promienistym, nielicznymi ale wysoko postawionymi ludźmi pragnącymi włączenia Nalabergii do Konstelacji Aquilonii. Tolerowani ze względu na bogactwo w jakie obrosły ich rody, przez trzy stulecia ścierali się na wspomnianej płaszczyźnie z elfimi władcami – przy czym była to bardziej manifestacja własnej niezależności i powagi, Czasami argument przetargowy. Tak czy inaczej, elfowie nalabergijscy nie mieli zamiaru godzić się na obsadzenie w swym kraju Asterii; za południową granicą mieli obraz Losu jaki stałby się wtedy ich udziałem – krótkowiecznych Elfów Zielonych.
Nadszedł jednak Czas zmian; członkowie Zgromadzenia Promienistego wyczuli szansę na zdobycie większej władzy. Wsparli więc filantropów; kolejne kopalnie ogłaszały bunt, w miastach dochodziło do regularnych walk. Jednocześnie do Aquilonii wysłano reprezentację „społeczeństwa” złożoną z samych ludzi (chociaż na trzech Nalabergijczyków dwóch było elfami!), która z nowym ogniem wysunęła prośbę o obsadzenie Asterii w swej ojczyźnie. Prawdopodobny łańcuch kolejnych wypadków był następujący; władze Ziemi Blasku zniecierpliwione eskalacją chaosu za północną granicą zgodziły się rozpatrzeć sprawę. Wtedy ambasador Imperium Erdańskiego, Meidum Dard, zaoferował pomoc swego kraju w rozwiązaniu problemu – korpusy imperialne w kilka tygodni przywrócą w Nalabergii ład i umożliwią wprowadzenie Asteriona. Aquilonia, co osobliwe, zgodziła się. Być może jej władcy poczuli się urażeni uporem Nalabergijczyków; panowie jakiegoś małego kraiku ważyli się odrzucać Konstelację, która ogarnęła już dziesiątki lepszych, usilnie o to zabiegających ziem... Jest też kwestia armii aquilońskiej; po ostatnim Przymierzu dominują w niej ludzie z Dworów. Dzicy i nieokiełznani, gdyby weszli do Nalabergii mogliby obrócić ją w perzynę – lepszym wyborem byli więc zdyscyplinowani Erdańczycy, którzy zabiją co prawda „trochę” elfów – ale reszta będzie mogła opuścić kraj, albo pozostać, żyć w Blasku nowej Asterii. Nie chciano też w tak jednoznaczny sposób determinować esencji nowego Przymierza, kierunkować jej na sprawy wojenne.
Akcja Erdańczyków była popisowa; do Nalabergii weszli Ekskanonicy. Założono kilka twierdz, wprowadzono terror. Zgromadzenie Promieniste święciło tryumfy. Działo się to w 1006 roku – który nie zdążył się jeszcze skończyć gdy wydarzyło się coś nieprzewidywalnego. Jedna z twierdz w ciągu kilku godzin została zniszczona; ziemię w promieniu wielu kilometrów okryła wieczna noc, Ekskanoników zdziesiątkował oddział mrocznych istot, w których rozpoznawali swoje niedawne ofiary; na ich czele stała istota niezwykłej mocy. Wieść się jeszcze dobrze się nie rozniosła, a wróg zaatakował ponownie. Sytuacja się powtórzyła, z tym że oddział zmienił się już w kilkutysięczne wojsko. Lereiard, kolejna twierdza została zniszczona przez jeszcze inną istotę, która w pojedynkę wycięła czterdziestu Ekskanoników i kilkuset żołnierzy; być może był to Anioł. Wygląda na to, że wódz armii cieni połączył z nim siły; wspólnie, w trzy tygodnie, znieśli wszystkie siły erdańskie i okryli Nalabergię całunem wiecznej nocy. Później ją opuścili (chyba).
Sprawa stała się poważna; cienie umarłych, być może ich wypaczone dusze, wyrżnęły wszystko co żywe – blask słoneczny unicestwia je, ale nocami zapuszczają się daleko na południe, stając się postrachem Aquilonów z tych okolic (które szybko zostały ewakuowane). Rzecz dała jakby sygnał do ataku na Erdańczyków na wielu frontach; w obliczu takiej agresji Imperium wycofało się rakiem ze sprawy Nalabergii. Nie minęło wiele Czasu, a stało się jasne, że „konwencjonalne” wojska Ziemi Blasku, nawet Marmurowa Kawaleria, nie zdołają oczyścić Nalabergii, przywrócić jej pod władzę dnia.
Na wszystkie strony świata ruszyli więc Heroldowie – poszukując widów, wasali Dnia, którzy podejmą się krucjaty dla pokonania Nocy. Pierwsi śmiałkowie szybko zginęli, atakując samodzielnie i bez żadnego szerszego planu. W końcu jednak, w 1010 roku, udało się zebrać aż dziewięciu wasali, którzy z ramienia swego Seniora zarządzali rozległymi lennami w Błękicie. Wśród nich byli Gollinkambi z Torviku na Kartaldorze, Zalla-kir Satahijczyk, Kath (czyli Spopielacz) z Obrzeża i An'da'rök (1); po długich naradach i serii pojedynków, wodzem wybrano Ennin z Oristanu. Widowie opuścili Czerwień i ruszyli na czele armii Zmierzchowych na horyzont sprzęgnięty z Nalabergią. Napotkano ostry opór wojsk Nocy; Błękitna Nalabergia (zwana Eramem), dowodzona przez Nithiriona – miriad-lorda Nocy – przetrzymała pierwsze szturmy. W końcu widowie zdołali przełamać granicę i wdarli się w głąb horyzontu (na prawdziwej ziemi widziano jak na chwilę pęka płaszcz mroku nad Nalabergią); otoczeni, odcięci od wskrzeszającej mocy KSALABU nie zdołali zwyciężyć. Rzeź przeżyło tylko dwóch wasali: Gollinkambi i An'da'rök. Aquilonia znalazła się w niewesołym położeniu; zagroziło jej wpadnięcie w sam środek Wojny-o-Dzień; zemsta Nocy za wsparcie udzielone widom była szybka i straszliwa. Dziewięciuset Aquilonów, po stu za każdego wasala, nigdy się nie obudziło – ich błądzące po Innym Umysły zostały pochwycone przez Arathan. Ziemia Blasku wycofała się i przyjęła stanowisko, że czegoś takiego jak Nalabergia – nie ma.
Widowie, pozbawieni wsparcia Konstelacji, bez łączącego wpływu Heroldów, rozproszeni po całym Kontynencie przez długi Czas nie mogli zebrać sił wystarczających choćby do zagrożenia Eramowi. Dopiero niedawno sformowano nową armię (dowodzoną przez Connlę z Płomieni), która weszła w Błękit w 1024 roku rachuby prawdziwej ziemi. Jak dotąd jej losy są nieznane; mrok nad Nalabergią niezmiennie się utrzymuje; ani śniący, ani badim nie potrafią powiedzieć w tej kwestii niczego więcej...
(1) dosł. „Dziesięć (=wielka liczba) lat-w-Inröku”.