Oglądłam niedawno bardzo dziwny koreański film Oldboy - próbowałam go dosyć chaotycznie streścić na naszej Wigili. Nie wchodząc w szczegóły główny bohater, klient o dość okrutnym usposobieniu zostaje wplątany w intrygę, w wyniku której nieświadomie popełnie incest ze swoją córką; tą prawdę wyjawia mu autor intrygi (główny zły), zaraz po tym jak bohater przebija się do niego przez zastęp obstawy. Mówi mu też, że jeden z jego ludzi jest teraz z dziewczyną, i za chwilę wyjawi jej sekret. Wtedy gość wpada w coś w rodzaju obłędu: najpierw pada na kolana i błaga złego żeby nie wyjawiał prawdy jego córce; potem zaczyna miotać obelgi i groźby; następnie znowu pokornieje, bełkocze coś o tym że zrobi wszystko, może być nawet niewolnikiem albo psem złego, zaczyna mu wręcz lizać buty (od złego żadnej reakcji), wreszcie łapie za wielkie nożyce - i odcina sobie język. To wreszcie sprawia, że zły dzwoni do swojego człowieka i go odwołuje.
Piszę o tym, bo mam wrażenie że taka scena jakoś nie ma miejsca w naszej wizji odgrywania postaci. Mogę mówić na pewno za siebie - moje postacie (Lintra, Seishiro, Yvain) są zawsze harde i nieugięte. Jasna sprawa: Lintra - duma i honor wpisane jakoś w bycie irganem, Seishiro - Smoczy wojownik, Yvain - na drodze do Rycerstwa. Sami zastanówcie się nad swoimi dzikami; tu nie chodzi o obiektywną siłę postaci, albo jej wojowniczość, raczej o to że nasze graczowskie tradycje nie uwzględniają chyba słabości, pokory, hołdu, folgowania emocjom innym niż gniew i frustracja! Dlaczego nie ugiąć kolana przed lordem, nie dlatego że ma potężną obstawę, która właśnie mierzy do postaci z kusz, ale dlatego że uznaje się jego wyższość? Dlaczego hołd musi być równoznaczny ze zwalczniem, złamaniem swojej dumy? Czemu nie ukorzyć się przed kyarem, który na drodze ku wyższym celom krzywdzi twoich bliskich, nie błagać o litość gdy widać wyraźnie że twoja siła jest nic nie warta, i tak niewiele zdziałasz? Spuścić oczy, zamiast dumnie krzyżować wzrok z Karnever (to akurat Meagor)? Nie wstawać na połamanych nogach i ruszać do boju, niepomnym na ból i beznadzieję, ale właśnie - poddać się, albo po prostu rozpłakać? Życie każdej istoty, o ile nie jest jakimś kyarem-łamaczem jest pełne kompromisów, niechcianych, upokarzających sytuacji, momentów kiedy nie masz wyboru albo wszystko po prostu cię przytłacza, momentów kiedy musisz się ukorzyć bo hardością nic nie wskórasz. To nie jest złe i nie powinno być postrzegane tylko w negatywnym świetle. Bezwarunkowa duma to chyba naprawdę rzadka rzecz!