Snu, który miałem tej nocy na pewno nie zechciałym zachować. Morloki oblepiły mnie ciasno jak kokon z miodu, a gdzieś pod nami maszerowały szwadrony Smokobójców. Oczywiście, gdy tylko się obudziłem, musiałem popędzić do kotliny, którą widzieliśmy poprzedniej nocy. Wszystko, co dojrzałem w ciemności było tam nadal, choć pożywienie stało się karmą dla jakiś okropnych, purpurowych ptaszysk. Nie namyślając się wiele, pozbierałem jednak moje tobołki, zebrałem nieco pysznego, białego jedzenia i cuchnącą morlokiem włócznię, którą stwory musiały pozostawić na stole. Wyglądała przedziwnie: ażurowa i krucha, wykonana z kości. Nie wiedziałem po co ją zostawiły, ale stwierdziłem, że nie powinienem się z nią rozstawać. Nawet Luce nie miałem chęci dać jej podtrzymać, więc ją... polizał. Uh.
Nim jednak moi towarzysze się zjawili, za moimi plecami pojawił się ten ohydny wilczy dzieciak. Na szczęście, pojawienie się Heleny, Reinara i Luci wygoniło go za drzewa. Skorzystałem z okazji i zostawiłem z piasku przy przysypanym tunelu znak, by podziękować Morlokom za pomoc. Nie rozumim, czemu to robią, ale... jestem wdzięczny. Zrobię w końcu wszystko, by dopiąć mojego celu.
Ruszyliśmy za kulą w kierunku Ikarii i wszystko przebiegało normalnie do czasu, aż między Reinarem i Lucą przeleciała włócznia. Szybko okazało się, że zabłąkany Pikt rzucił ją w nich kierowany halucynacją. W ramach przeprosin, zabrał nas na zjazd swoich ludzi. Wyglądają bardzo dziwnie, wymalowani w kolorowe wzory, ale ponieważ łączy nasze ludy zamiłowanie do polowań, szybko znalazłem z nimi wspólny język. Luca tymczasem nawet tutaj znalazł sobie zainteresowaną kobietę. Cóż, tanelfy...
Wszystko było dobrze, do czasu gdy nasi gospodarze opowiedzieli o polowaniu w błękicie, na które zamierzają się udać. Oczywiście, zarówno Hellena, jak i Luca, uznali, że powinni zostać pierwszymi nie-piktami od lat, którzy się na takowe wybiorą. Mam za swoje za podróżowanie z dwoma istotami, w których naturze leży egoistyczna żądza chwały. Tanelfów już trochę znałem, ale po Hellenie nie spodziewałem się zboczenia z obranego kursu dla zabicia czających się w innym świecie bestii. Już zaczynam rozumieć, że nigdy nie wiadomo, na co się zdecyduje, bo wygląda na to, że jej poczucie honoru i misji jest bardzo elastyczne. Chciałem się wycofać, ale gdy piktowie zaczęli obrażać moją rasę, nie miałem wyjścia i musiałem się przyłączyć. Wybraliśmy (z wyjątkiem Helleny) broń zdatną do użytku w Błękicie i razem z szóstką Piktów udaliśmy się w górę. Było to bardzo nieprzyjemne przeżycie, szczególnie, że ostatnim, co widziałem na ziemi był las morloczych rąk, chcących zatrzymać mnie na czerwonej ziemi. Tym razem chętnie bym za nie złapał.
Wylądowaliśmy w pobliżu lasu, gdzie od razu zaatakowała nas zamieć śnieżna, w której czaił się błękitowy potwór polujący na pierworodnych. Oczywiście, mimo że kazano nam uciekać w takim wypadku, Luca i Hellena rzucili się do walki. Otaczają mnie sami idioci! W pierwszym odruchu chciałem zwiewać, ale gdy zobaczyłem, że sobie nie radzą, musiałem zadziałać. Nie zostawia się w kopalni współtowarzyszy pracy, a głęboko wierzę, że dotyczy to i pustyni, a nawet innych sytuacji. W połowie drogi do bestii, zorientowałem się, że trzymam włócznię. Nie mam pojęcia, skąd się wzięła, ale z całej siły wbiłem ją bestii w kark, a gdy to nie pomogło, zacząłem tłuc ją po głowie. Spletliśmy się z potworem w trójkę i udało się ją pokonać, ale gdy było po wszystkim, okazało się, że Hellena jest ranna, a w ciele Luci zieje czarna dziura! Dlaczego się to przytrafia właśnie mnie? Zorientowałem się, że Hellena wyrwała z ciała zwierza złotą kulę żółto-zielonego światła i, panicznie myśląc, jak zaczepić duszę Luci do jego ciała, uznałem, że jedynym wyjściem jest włożenie w jego ciała promienia życia tej bestii. Hellena, oczywiście, musiała rozważyć wszystkie opcje, mimo że nie mieliśmy na to zupełnie czasu. Wszystko muszę robić sam! Niewiele myśląc, wyrwałem jej kulę i wcisnąłem ją w ciało Luci, który natychmiast powrócił do świata żywych. Co prawda, początkowo nie wyglądał najlepiej, ale z czasem nabrał kolorów i mimo narzekań Helleny, przekonałem się, że mój instynkt się nie mylił.
Niestety, zaraz potem z gąszczu wybiegł zakrwawiony Reiner, który oznajmił, że jeszcze dwie bestie zaatakowały ich, co jest problemem, bo ja wiem, że cielsko tej, z którą walczyliśmy my uciekło. Ponieważ nie wiedzieliśmy jak wrócić, zaczęliśmy się kłócić, a Hellena uparła się, że weszliśmy tu przez jezioro, więc przewiesiła sobie biednego, zmarnowanego Lucę przez ramię i zaczęła go wciągać pod wodę! Rozumiem, że ona spadła tu głową na twardy grunt, ale nie mogłem pozwolić, by zabiła jeszcze kogoś. Na szczęście, udało mi się zapobiec tragedii i postanowiliśmy poczekać na pomoc Piktów.
Nagle, z lasu zaczęli wychodzić przedziwni żołnierze, a na horyzoncie zamajaczyły olbrzymie, podniebne statki. Na księżyc, to zbyt szalone, by było prawdziwe! Na szczęście, panika okazała się niepotrzebna. Byli to rycerze nocy, więc zabijanie nas nie leżało w ich intencjach. Oczywiście, nie chcieli nam też pomóc, ale udało się to wytargować w zamian za pojedynek pomiędzy Helleną, a jednym z rycerzy. Oczywiście, moi towarzysze po prostu musieli zacząć opowiadać o szukaniu smoka i nagle, układ przestał się naszym "dobroczyńcom" podobać. Byliśmy już na ich statku, więc nie bardzo można było coś zrobić, ale zaczęli renegocjować naszą umowę. I to mają być rycerze? Ostatecznie, w przypadku przegranej Helleny, cała nasza czwórka miała wrócić do Błękitu, a w przypadku jej wygranej, rycerz Gabor z Lasu Drugiego Księżyca miał razem ze swoim oddziałem pomóc nam bronić smoka. Zostawili nas samych, ale nagle, znikąd pojawiła się kobieta w woalu, która, nie wiedzieć czemu, chciała włóczni, która pojawiła się w moich rękach w błękicie. Oczywiście, nie zgodziłem się, bo kto wie, czego ta potwora chce?
Warunki umowy znów zostały nagięte i okazało się, że za naszą podróż, ktoś (czyli Helena) musi zapłacić długością swojego życia, a jakby to było mało, wbrew umowie, pojawiliśmy się nie tylko nie tam, skąd wyruszyliśmy, ale i (jak się okazało potem), aż 2 dni później. Osobiście, uważam, że powinniśmy uznać tę całą umowę za niebyłą, bo czemu tylko my mielibyśmy trzymać się pierwotnie ustalonych zasad? Jakby nie było dość paskudnie, byliśmy zupełnie nadzy, a panował dzień!
Drogą przytoczył się tymczasem korowód zmierzający na jakiś festiwal. Dobry ludzie postanowili nam pomóc i obdarowali okryciami. W zamian za pomoc w uzdrowieniu rannych, mieli nam zapłacić, więc ostatecznie postanowiliśmy razem z nimi pojechać do położonej godzinę drogi stąd osady, gdzie moglibyśmy kupić wierzchowce. Ja co prawda chciałem od razu się wracać po nasz dobytek, ale zostałem przekonany (jak się okazało - na szczęście).
Mnie i Luce udało się pomóc tylko jednemu z trzech rannych nieszczęśników, ale na szczęście był bogaty, więc w nagrodę dostaliśmy czaszkę-pozytywkę, która ponoć była wiele warta. Hellena tymczasem, swoją magiczną pieśnią wskrzesiła rycerza poległego w walce z pomiotem. Twierdził on, że tworzy łańcuch z dłoni, ale nie wydawał się zbyt zorganizowany. Zaczynam mieć wrażenie, że brak praktycznego myślenia jest domeną rycerzy.
Gdy widzieliśmy już z drogi wybudowaną na stromym urwisku wioskę, jej mieszkańcy zaczęli w panice uciekać... w naszą stronę. Okazało się, że zbliża się ponoć elfshan, który ściga istotę uciekającą z jego ogrodu. Pięknie. Wytatuowany tanelf i ja nie jesteśmy typowymi okazami, więc ogarniała mnie coraz większa panika. Na szczęście, jakiś starzec z żoną postanowili nam pomóc i wziąć nas na wóz. I gdy już myśleliśmy, że zaczniemy się bezpiecznie oddalać, starzec wyjawił coś, co zmroziło mi serce. Było on przekonany, że uciekłem z ogrodów razem z kobietą, którą widzieli, bo była ona podobna do mnie. Na samą myśl, że jest tam gdzieś elfka księżycowa: sama, tak daleko od domu, zrozumiałem, że muszę działać. Nie myśląc wiele, rzuciłem się w kierunku osady, chcąc zabrać ją z nami.
Po drodze napotkałem na krasnoluda, który wskazał mu drogę do przystani. Już z góry widziałem, że jej piękne, białe ciało leży nieruchomo. Było w niej coś dziwnego, ale byłem pewien, że jest elfką księżycową, więc musiałem jej pomóc. Problemem była woda: ciężka, rwąca i przerażająca. Nie miałem zielonego pojęcia, co z tym zrobić. Była tak daleko...
Z desperacji, spróbowałem stworzyć pomost między nami, ale nie wyszło tak, jakbym chciał. Na szczęście, moi towarzysze przybyli z pomocą. Luca spróbował przelecieć z liną na drugi brzeg, ale był ciężko ranny i zemdlał, gdy tylko się tam dostał. Cóż za morlocza sytuacja! Hellena bywa czasem szalona, ale nie da się jej odmówić poświęcenia dla sprawy. Spróbowała wejść w rzekę, chcąc przejść po jej dnie, ale chyba coś poszło nie tak, bo oto nagle koryto rzeki zawyło a woda w oddali gwałtownie się wypiętrzyła. Byłem rozdarty między chęcią ucieczki, a pomocy towarzyszom. Nie mógłbym nic zrobić dla Helleny, ale postanowiłem przywiązać linę do metalowego uchwytu. Niestety, nie byłem dość szybki. Woda pochłonęła nas i porwała ze swym nurtem, niosąc na swym grzbiecie ogromną galerę. Tyle tylko zapamiętałem, nim stała się ciemność.
Przebudziliśmy się na nieznanej plaży. Nie wiem, gdzie jestem, ani jak daleko zniosła nas rzeka. Moje ciało jest, co prawda, całe, ale jestem zupełnie nagi, a w dodatku straciłem moje sny! Nie mam pojęcia co teraz zrobię, ale nie mogę już naprawdę umrzeć poza domem! Gdybym tylko mógł dostać się do drugiej porcji w tobołkach przy Cyanie, ale nie mam pojęcia, gdzie on teraz jest. Moja nadzieja w tym, że będzie dość inteligentny, by podążyć za Kiwą, którą wezwała wcześniej Hellena. Moi towarzysze mieli jeszcze mniej szczęścia niż ja: Luca ma złamaną rękę, a Reiner obie nogi. Hellena jest jeszcze ciężej ranna, a kobieta, dla której tyle ryzykowaliśmy ledwo dyszy. Na szczęście, okazało się, że żyje, ale nim mogłem dokładniej ocenić jej stan, Hellena postanowiła wyżyć swoją frustrację na mnie. Rozumiem, może nawet mi się należało, ale czy wcześniej oni mnie nie wciągnęli w coś podobnego? Podróżowanie z członkami innych ras bywa naprawdę frustrujące. Jestem pewien, że na moim miejscu zrobiliby dokładnie to samo dla swojego krajana.
Hellena na szczęście mogła pomóc tajemniczej nieznajomej, która nadal nie odzyskała przytomności. Ponieważ jako jedyny byłem zdolny do działania, ruszyłem w kierunku rozbitej w pobliżu galery, w nadziei, że znajdę tam żywność, ubrania i coś, co pomoże nam się pozbierać do kupy.