Dumny thartan i niezmożony wojownik, martwy już od wieków. Baśniarze mówią, że przewyższał najroślejszych mężczyzn o głowę, siły i wytrzymałość miał lwa ederneńskiego, a urodą dorównywał tanelfom. Gdy szedł do boju (a walczył słynnym Nindraigothem, wielkim mieczem trzymanym oburącz – choć „dla ludzi naszych Czasów i dziesięć rąk byłoby nie dość”) malował sobie twarz na niebiesko – co w połączeniu z jego nieokiełznaną zaciekłością sprawiało, że wrogowie gnali precz na sam jego widok. I był jeszcze nieśmiertelny – ani najbardziej mordercza broń, ani najgorętszy ogień nie mogły rozwiązać mu kolan, a rany goiły się na nim z epizodu na epizod. Z tych wszystkich powodów uważa się, że pochodzi z Minionego Ceseranu; ejren nazywają go ostatnim ze swego ludu. W 3002 roku Drugiej Ery został Kapitanem Mimedu i wsławił się wieloma wyczynami – przelał rzeki krwi, a gdyby zebrać drewno ze wszystkich statkówm, które oddał wodzie i ogniowi, miałoby się puszczę wielką jak Goudulion.
Legendarne (choć dla wielu wątpliwe) jest jego przejście przez Złotą Zieleń do Ragnahoy – gdzie zdobył lub otrzymał Nindraigotha. Tak czy inaczej, miecz był (i jest) niezwykły: wykuty z czegoś co wygląda jak bardzo jasne złoto (wbrew badimskim plotkom to nie orichalkum), zamiast rękojeści ma duży, masywny krąg z którego wyrasta równie szerokie, dwusieczne ostrze – długie na około dwa metry i przedzielone jeszcze dwoma identycznymi kręgami; klinga jest gładka, ale kręgi pokrywa siatka delikatnych, zawiłych znaków. Podobno, jeśli Nindraigotha podnosi w walce potomek władców, ich majestat zstępuje na niego jako złocista poświata (którą orkowie nazywają dżarra-bah) dodająca siły ramionom, odwagi sercu i mądrości głowie; w rękach człowieka z Ceseranu, Kraju Królów, musiała to być straszliwa potęga.
Tyrtajja natychmiast przyłączył się do Złotego Admirała, walczył w 160 roku na czele całego Plemienia Mimedu pod Gowtang i przez pewien Czas był mu całkowicie oddany. Wydaje się, że pewne uczynki Bherlodda nie godziły się z naturą Kapitana Mimedu, lecz pozostawał wierny – aż do chwili gdy ujrzał obłęd swego wodza i groźbę ognia nad całym Krzyżem. Ostatecznie, na sześć dni przed Kręgiem Słońca, Azurion stanął burta w burtę z wypływającą z awanportów Albany Thyuda Gharią i Tyrtajja Straszny zdołał dać Lleu Bherloddowi wybór – pełna bitwa albo dwubój na śmierć. Gniewne okrzyki załogi Thyuda Gharii umilkły w chwilę, gdy Admirał wskazał Kapitanowi pokład swego statku. I chociaż Tyrtajja walczył jak całe życie, a prócz swoich rąk Bherlodd nie miał żadnej broni – ostatni Ceseranin nie zdołał zranić go ani razu. Sam zginął od jednego ciosu.