A ja po małym dochodzeniu ustaliłem co się działo feralnego wieczora, kiedy to szlag z jasnego nieba wyrył krwisty symbol na moim czole. Zaczęło się od imprezy u Króla Artura (kumpla z grupy), skąd przypity lekko mocniej wyruszyłem do Dragona, gdzie siedział Bodek ze znajomymi. Tam wiem, że tańczyłem i potem bach! Same kiepskie rzuty na K20 na pamięć tamtych wydarzeń. Okazało się, że gadałem moim drunk-english z jakimś tenisistą (tylko ciekawe o czy?) a potem wybyliśmy do Pokusy (ja i Bodek już na zerwanych filmach jechaliśmy). Podobno próbowałem zejść schodami na parkiet i, jebud-pierdut, poleciałem w dal,a na dole pozbierałem się, stwierdziłem, że nic mi nie jest i polazłem na parkiet (z dziurą w czole). Później próbowałem za papiery z portfela i zwolnienie lekarskie zakupić drinka (drąc wszystko przy tym - cóż, nie udało mi się dokonać tej transakcji;)). Podobno przy powrocie miałem jeszcze bliskie spotkanie z chodnikiem na Świętym Marcie.
Obecnie jestem Harrym Potterem, albo mam stygmat tudzież trzecie oko. To tak dla rozwiania waszych wątpliwości ;P