Autor Wątek: Dun Horai, albo Katedra Zakrzepłego Dźwięku  (Przeczytany 153 razy)

Bollomaster

  • Global Moderator
  • Hero Member
  • *****
  • Wiadomości: 4175
  • Aurë entuluva!
    • Zobacz profil
    • Email
    • Prywatna wiadomość (Offline)
Dun Horai, albo Katedra Zakrzepłego Dźwięku
« dnia: Październik 31, 2008, 10:33:06 pm »
Najpierw najlepiej przeczytaj: Legendarne rasy pierworodne: Dangimm

Dun Horai leży na samym skraju omiatanego burzami cypla Tysiąca Kartografów - podobno tylu ich było potrzeba, zanim zdołano nanieść dokładne linie tych brzegów na pierwsze mapy (było to dzieło ludzi z Maddox). Cypel, położony bliżej Wschodu niż Zachodu, jest krańcem jednej z setek skalnych ostróg masywu Gór Żelaznych które wbijają się wprost w wiecznie spienione wody północnego Interioru. Dom Trwania stoi na samym jego końcu, wynurzającym się z fal tylko okresowo, podczas odpływów.
Jeśli podchodzisz do niego od strony morza oto co zobaczysz stojąc na rozkołysanym pokładzie: wzburzone fale, roztrzaskujące się buro i z głuchym łoskotem na graniach wybrzeża; dalej skalisty, pełen załomów, iglic i spękanych ścian skalnych brzeg - a jeszcze dalej, przez strzępy piany i zimny pył morskiej wody ujrzysz potężną, niewzruszoną ścianę Armed Erevangrim, Gór-uzbrojonych-żelazem. Promienie Słońca rzadko odwiedzają te strony, ciężkie chmury niosące burze i śnieg wiszą nisko na niebie. Po prawej ręce będziesz miał odległe światła latarni na Zamku Mgieł, a patrząc na lewo powinieneś dostrzec światła Veine. Dun Horai jednak - gliniany człowieku - nie zobaczysz, bo nie sposób zobaczyć dźwięku. Usłyszysz. Nawet w najgorszym sztormie i zamieci słychać wiecznie zmienną, nieustającą muzykę Dun Horai - szum wiatru gra w jej nawach, krople deszczu poruszają struny przypór, morskie fale dudnią o podstawy ścian...
Po prawdzie jednak mało kto zbliża się do cypla Tysiąca Kartografów morzem - w końcu dziewięciuset dziewięćdziesięciu dziewięciu przepadło w tych wodach bez śladu! Robią tak najczęściej pierworodni pielgrzymi, albo melancholijni wędrowcy którzy dopiero teraz uczą się wartości życia.
Lepsze drogi prowadzą lądem - chociaż Uzbad-dum leży trzydzieści dwa hadmy stąd, kraj jest dość bezpieczny - wręcz niezwykle bezpieczny jak na ten region Opuszczonego Królestwa. Krasnoludowie są przyzwyczajeni do wędrowców i pielgrzymów, drogi są dobre, zajazdy liczne, a główne miasta - Abtrad, Barugga i Koniec Północy - w miarę gościnne. Miejscowi przewodnicy znają dobre ścieżki na cypel; wielu przybyszów wędruje tam po wielokroć, bo Katedra śpiewa inaczej przy każdej pogodzie, choć różnice często wychwycić może tylko naprawdę czułe ucho. Tanelficcy przybysze, mistrzowie muzyki z nieśmiertelnych krain, powiadają że Dun Horai zawsze odzywa się innym głosem, a żaden ton nigdy się nie powtarza... To oczywiście nie wszystko! Nawet jeśli jesteś szarym człowiekiem cechu, któremu udało się wyrwać ze swojej dzielnicy na czas tej podróży - możesz doświadczyć czegoś więcej. Do Abtradu przywędrowali już dawno temu szeggeni z nie tak odległej Ambrii, dziedzice starych tradycji malunku i tatuażu; za umiarkowaną cenę obrysują ci oczy efemeryczną siatką zawiłych linii, których magia sprawi, że... dostrzeżesz dźwięk.
Widok jest niezrównany; Katedra wznosi się na kilkadziesiąt metrów w górę nieba, jej wieże są strzeliste - wznoszą się spiczasto, by po chwili się zapaść, ugiąć, posplatać, zniknąć i wyrosnąć na nowo. Jej barwy to ametyst, jasny fiolet, żółć przyprószona szarością, subtelna zieleń oraz inne - kolory, których gliniane oko nie uchwyci. Całość oplatają, obiegają, podtrzymują gnące się nieustannie cienkie, delikatne lecz wieczne kreski przypór, wyrastające z morza i nagich skał.
Zapytasz pewnie jak by to było stanąć w tych "murach", zobaczyć jak przenikają twoje ciało jasne smugi dźwięku? Ha! Tego raczej nie doświadczysz. Dun Horai wyrosło na samym skraju cypla; skały są albo pod wodą, albo - odsłonięte - śliskie i ostre, równie niebezpieczne co morze. Żaden statek ani łódź, ani najlepszy pływak nie podpłyną nawet do najdalej w Interior wybiegających dźwigarów - a nawet jeśli, będzie to ostatnim co zrobili. Śmiertelnicy mogą najwyżej słuchać lub oglądać to miejsce z dala - ale doświadczać go bezpośrednio - nie.
Jeśli masz dość pieniędzy, podróżujesz z większą grupą i akurat nie pada (rzadkość) możecie wspólnie wynająć rzemieślników z cechu Runo Gladdam. Ci aquilońscy rękodzielnicy (siedzibę mają w Końcu Północy) gołymi rękoma ucierają w tyglach srebrnych i eternitowych  osobliwy, tęczowy proszek który rzucony w powietrze "ukazuje to, co niewidzialne". Podobno w jego mglistych oparach widać nie tylko dźwięki, ale również żywioły powietrza i wody, oraz cienie potężnych bastionów i murów, obraz mocarnej esencji Pierworodnych, która osłania i podtrzymuje to miejsce - na wieczność.

Można pisać i pisać. Dla śmiertelników Dun Horai jest ciekawe i intrygujące, ale dla wielu pierworodnych to prawdziwe sanktuarium, a wrażenia estetyczne jakich tam doświadczają są doprawdy niezwykłe. Co powiesz na możliwość bezpiecznego lotu pod sklepieniem Katedry? Zajmij miejsce na pokładzie barki przycumowanej wolą kapitana tuż przy skraju przylądka i pośród śnieżnej zawieruchy słuchaj śpiewu i muzyki artystów z Dilette Volo, słuchaj jak odpowiada im Dun Horai...
« Ostatnia zmiana: Sierpień 15, 2011, 06:29:26 pm wysłana przez Bollomaster »